Zaistnieć w bogatym świecie motoryzacji nie jest łatwo. Każdy projekt okraszony dumną metką „świeżynki” jest zawsze lustrowany niczym element mniej rozpoznawalnej części stada, a inteligentne umysły wymyślają szereg zadań, by ostatecznie podsumować dzieło znanego lub też nie koncernu. Głęboka woda odznaczająca się ciekawską „publicznością” jest dużym wyzwaniem i niestety mało kto zdaje pomyślnie test rzeczywistości. A jak będzie z holenderską firmą Vencer? Czy jej pomysłowi inżynierowie dysponują wystarczającą ilością argumentów, by zwerbować rzesze ludzi? Oto pierwszy z nich – model Sarthe …
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Jaką odwagą trzeba dysponować, by huczny start na wymagającym rynku przypieczętować agresywnym supercarem? W dobie uniwersalnych crossoverów, rozchwytywanych liftbacków oraz niewielkich „mieszczuchów” kipiące emocjami pojazdy coupe są raczej istnymi egzotykami, ale my, z oczywistych względów, lubimy takie samochody.
Prekursor Vencera dysponuje szerokością 1,98 m, wysokością 1,19 m i długością 4,51 m, a rozstaw osi to 2,79 m. Zdecydowane brawa należą się konstruktorom, gdyż ich projekt otrzymał nadwozie z włókna węglowego, aluminiowe, 19- (front) i 20-calowe obręcze oraz podwozie z ramy przestrzennej. Wszystko brzmi świetnie i finalne dzieło o nazwie Sarthe można by określić dynamicznym rozpoczęciem ewolucyjnej kariery, gdyby nie zbyt prosta stylistyka. Owszem – linie wrzucamy do indywidualnego gustu, jednak sportowe auto, o masie 1390 kg, powinno dysponować nieco ciekawszymi kształtami.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Żadnych „ale” nie można za to ronić do układu napędowego, którego parametry są więcej jak świetne. Ośmiocylindrowy motor zespolony z 6-biegową przekładnią ręczną dysponuje 510 KM i cyferką 650 oznaczającą kosmiczną wartość popularnych niutonometrów. Jakie przełożenie mają dane zapewnienia Vencera o fantastycznych emocjach na rzeczywistość, a raczej asfalt? Całkiem dobre biorąc pod uwagę sprint 0-100 km/h w 3,8 sekundy oraz maksymalny czynnik zagłady ludzkiego istnienia (naturalnie szybkość, którą tak określają media) w formie liczby 326. Sarthe może i jest żółtodziobem rynku czterech kółek, ale trzeba przyznać, że bardzo charyzmatycznym oraz czyhającym na klasowych rywali innych marek.
Argumenty Holendrów w przypadku ich supercara zostały jasno określone. Tytułowy bohater wygląda niczym zaprawiony żołnierz, choć stażem dorównuje raczej tzw. „kotom” poznającym cały mechanizm działania udanego zespołu. Sarthe oddaje w ręce klientów dużą moc, znakomite parametry (na kartce, więc żyjemy nadzieją chociaż ich połowicznej realizacji), a także dyskusyjną stylistykę będącą w obróbce gustu każdego z nas. Czy Vencer ugra jakiś swój kawałek tortu? Bądźmy dobrej myśli …