Skończyły się wakacje, natężenie w mieście mocno wzrosło, a dzieci przestały już beztrosko latać i sikać po każdej, nawet najmniejszej bałtyckiej plaży. To idealna pora, aby wybrać się na wycieczkę samochodową po Europie. Im dalej tym lepiej. Nam przyświeca jeden cel, o którym dowiecie się wkrótce.
Zanim jednak wyruszymy należy wybrać samochód. Marzeniem jest oczywiście kombi w dieslu, które zadowoli się przysłowiową „piątką” w trasie. My wybraliśmy podobnie, bowiem jest to najnowszy Seat Leon ST, czyli w odmianie kombi, z tym że pod maską nie ma klekota. Wersja wybrana do testu długodystansowego to 1.4 TSI o mocy 125 KM. Motor charakteryzujący się niezłą dynamiką i bardzo wysoką kulturą pracy, i w teorii mało palący. Zwłaszcza ta ostatnia kwestia jest ważna, kiedy chcemy pokonać kilka tysięcy kilometrów. Byliśmy pod tym względem trochę sceptyczni, ale założyliśmy, że wynik poniżej 7 litrów będziemy uważać za duży sukces. W końcu auto będzie mocno załadowane, a przed nami mnóstwo autostrad, na których nie zamierzamy zamulać. Będziemy zawsze jechać tak jak nakazują znaki, czyli ustawiamy tempomat i jazda!
Przed wyruszeniem, oczywiście, warto sprawdzić kilka rzeczy. Po pierwsze, stan techniczny pojazdu, ilość płynów, ciśnienie w oponach, światła i zaopatrzyć się w pełne koło zapasowe. Kolejna sprawa to wyposażenie: wiele krajów europejskich wymaga obowiązkowych apteczek czy kamizelek odblaskowych. Należy również poczytać o przepisach drogowych i obowiązujących limitach, żeby potem nie było przykrych niespodzianek. No i oczywiście, zaplanować trasę czyli zaopatrzyć się w nawigację oraz awaryjne mapy papierowe. Wszystko to zajmie dosłownie 30 minut, a ile mniej potem przez to kłopotów. Możemy ruszać.
Guten Morgen!
Obraliśmy pierwszy cel: Baden-Baden w Niemczech, malownicze miasto położone blisko granicy z Francją. Dotrzeć tam z Warszawy można na dwa sposoby. Pierwszy to jazda w stronę Berlina przez autostradę A2, a potem jazda w dół na Stuttgart, a druga opcja do jazda na Wrocław i potem kierować się na Karlsruhe. Wybraliśmy wariant numer dwa, co okazało się w połowie dobrym rozwiązaniem. Do granicy dojechaliśmy w równe 5h, co jest niezłym osiągnięciem jak na dystans nieco ponad 500 km. Trasa mocno zróżnicowana, choć przeważały drogi szybkiego ruchu i autostrady. Tutaj pierwsze zaskoczenie: spalanie wyniosło równe 5.5 litra! Niesamowite jak na benzynę. A przecież średnia prędkość wyniosła 97 km/h, czyli bardzo szybko. Przy 120 km/h auto pali niewiele ponad 5l na setkę, a kolejne 20 km/h zwiększa tę wartość o półtora litra.
Dobra, ale prawdziwy test dopiero przed nami, czyli słynne niemieckie autobahny! Aż mnie ciarki przeszły na samą myśl o braku limitów na niektórych odcinkach. Tylko przekroczyliśmy granicę i klops. Pogoda spłatała nam figla i w mgnieniu oka zamiast idealnej pogody napotkał nas deszcz. Ba, lunęło tak, że maksymalna prędkość wycieraczek ledwie wyrabiała. Ku mojemu zdziwieniu aktywny tempomat, w który był wyposażony Seat Leon, wciąż działał. Nie wiem jak oni to zrobili, ale pogoda była koszmarna, cały brud z samochodów poprzedzających leciał prosto w nasz zderzak i czujnik. A aktywny tempomat nie robił sobie z tego nic. Ogólnie to jedno z najlepszych rozwiązań na długie autostradowe odcinki, odpalamy, ustawiamy prędkość i nasze bezpieczeństwo bardzo mocno wzrasta.
Na szczęście w przerwie między kolejnymi landami, zrobiło się w miarę sucho, dlatego pora sprawdzić na co stać Leona z silnikiem 1.4 TSI. Katalogowa prędkość maksymalna to 203 km/h. Nam udało się rozpędzić do 197 km/h (uwiecznione zdjęciem tylko 193 km/h). Samochód przyśpieszał jeszcze, ale niestety, nasze bezpieczeństwo było ważniejsze, a ruch był naprawdę duży. Wynik i tak niezły jak na 125 koni mechanicznych. Chwilę później pogoda znowu się popsuła, a co gorsza pojawiły się korki. I to takie kilkunastokilometrowe. W rezultacie droga, która powinna trwać 12 h, przedłużyła się o następne dwie. Po 14h w aucie dotarliśmy do pierwszego celu: Baden-Baden. Spalanie z 700 km odcinka niemieckich autostrad wyniosło 6 l przy średniej prędkości 82 km/h, a wszystko przez te nieszczęsne korki. Z całej trasy wciąż mamy świetne 5,7 l, a Leon ST spisuje się póki co rewelacyjnie. Na miejscu, gdzie każda posiadłość jest na bardzo stromym zboczu doceniliśmy asystenta ruszania pod górę. Dobrze, ale czas zjeść sznycla mit Kartoffeln i iść spać. Niedługo ruszamy dalej!
DANE TECHNICZNE Seat Leon ST 1.4 TSI 125 KM – TEST DŁUGODYSTANSOWY cz. 1/3 | |
Silnik / Pojemność | benzyna / 1395 cm³ |
Układ / Liczba zaworów | R4 / 16 |
Moc maksymalna | 90 kW (125 KM) / 5000-6000 obr/min |
Moment obrotowy | 200 Nm / 1400-4000 obr/min |
Zawieszenie przód | kolumny MacPhersona |
Zawieszenie tył | belka skrętna |
Napęd | przedni |
Skrzynia biegów | manualna, 6 biegów |
Prędkość maksymalna | 203 km/h |
Przyspieszenie 0-100 km/h | 9,4 s |
Zużycie paliwa (miasto/trasa/mieszany) | trasa, tempo autostradowe 5,8 l |
Długość / Szerokość / Wysokość | 4535 / 1816 / 1451 mm |
Rozstaw osi | 2620 mm |
Masa własna / Dopuszczalna | 1267 / 1840 kg |
Bagażnik w standardzie | 587 l |
Bagażnik po złożeniu siedzeń | 1470 l |
Pojemność zbiornika paliwa | 50 l |
EKSPLOATACJA I CENA | |
Gwarancja mechaniczna | 2 lata |
Przeglądy | co 15 tys. km |
Cena wersji podstawowej | 58 800 zł (1.2 TSI 86 KM, Entry) |
Cena wersji testowanej | 96 633 zł |
Wszelkie prawa do publikacji bez zgody redakcji zastrzeżone!