Niki Lauda – reżyser własnego sukcesu

Niki Lauda

Miał 22 lata kiedy zadebiutował w doświadczonym teamie Formuły 2 o nazwie March (rok 1971), niemniej talentu aniżeli opisywany dwa tygodnie temu Francuz Alain Prost i może trudno w to uwierzyć, ale mnóstwo zdrowego rozsądku. Kluczem do odniesienia spektakularnego sukcesu (jak zresztą wielokrotnie mogliśmy się o tym przekonać) nie musi być szaleństwo, posłuszna realizacja komend szefa całego zespołu lub zgrywanie człowieka, któremu brakuje jednego zmysłu do logicznego postrzegania otaczającego świata – wystarczy trzeźwe podejście do swojego zawodu, minimalizowanie ryzyka (co w odniesieniu do wyścigów brzmi niczym próba uniknięcia wypadku na indyjskich szlakach komunikacyjnych) i jednoczesne maksymalizowanie swoich wyników. Trudne do osiągnięcia? Dzisiejszemu bohaterowi ta sztuka się jednak udała …


Niki Lauda (dokładniej mówiąc Andreas Nikolaus Lauda) przyszedł na świat 22 lutego 1949 roku w austriackim Wiedniu i biorąc pod uwagę fakt, że jego rodzina była całkiem zamożna, tytułowy kierowca miał przypuszczalnie łatwe dzieciństwo obfitujące w dostatek i miłość ze strony obojga rodziców. Familia trzeźwo patrzącego na otaczającą go rzeczywistość Austriaka usilnie próbowała odwieść mężczyznę od, wydawać by się mogło desperackiej i gryzącej charakter Laudy, decyzji zostania kierowcą wyścigowym, ale stało się – młodziutki Nikolaus, jak powiedziałem na wstępie, został w 1971 roku częścią zespołu March, ale to nie tam rozpoczęła się prawdziwa kariera utalentowanego Europejczyka. W 1974 roku Niki Lauda był kierowcą angielskiego konsorcjum British Racing Motors i ze swoim kompanem – Clay’em Regazzonim – walczył o najwyższe laury prowadząc zaciętą rywalizację z innymi, niemniej pragnącymi najwyższego stopnia podium kierowcami, jednak Szwajcar urodzony na terytorium Włoch (mowa rzecz jasna o Regazzonim) odszedł do zespołu Ferrari gorąco polecając i rekomendując szefowi stajni „czarnego konia” postać Niki’ego Laudy. Spodziewane efekty nadeszły w iście piorunującym tempie – Austriak jeszcze w tym samym roku podpisał kontrakt na „realizację wyścigowego głodu” …

Perypetie dzisiejszego bohatera zwieńczone prawdopodobnie najważniejszą umową w jego życiu, zaczęły od tamtej pory przypominać mieszankę ogromnego szczęścia, pechu, doświadczenia i wewnętrznych rozterek samego Laudy. Obfitujący w znakomite wyniki, ale również i notoryczne awarie szybkiego bolidu sezon, zakończył się dla Austriaka czwartą lokatą w klasyfikacji generalnej, by już w 1975 roku zdobyć swój pierwszy tytuł mistrzowski. Kariera Laudy uległa drastycznemu załamaniu rok później – po wyśmienitych, czterech zwycięstwach nadeszło Grand Prix Niemiec, którego główny rywal Jamesa Hunta niestety nie zdołał ukończyć. Na drugim okrążeniu bolid tytułowego kierowcy wypadł z trasy, uderzył z impetem w bandę, wpadł pod „samochód” Bretta Lungera i stanął w płomieniach. Sytuacja 27-letniego wówczas Niki’ego Laudy nie wyglądała korzystnie, ba – pojawiały się wątpliwości czy „driver” zespołu Ferrari w ogóle przeżył dany „incydent”. Jaka musiała być radość kiedy Arturo Merzario, Guy Edwards i wspomniany Brett Lunger wyciągnęli z pułapki żyjącego Austriaka, który dotkliwie poparzony i z uszkodzonymi płucami został przetransportowany do szpitala …

Niki Lauda był (i jest) chodzącym dowodem na istnienie Boga. Ogromna dawka szczęścia, twardy charakter i samozaparcie pozwoliły dzisiejszemu bohaterowi nie tylko stanąć na nogi, pogodzić się z faktycznym stanem swojego zdrowia, pokonać śpiączkę oraz niedowierzanie innych ludzi w jakiekolwiek szanse na powrót do pełni formy – po sześciu tygodniach Lauda znowu zadebiutował na torze, by w 1977 i 1984 roku zdobyć kolejne dwa tytuły Mistrza Świata Formuły 1. Oczywiście nie ma róży bez kolców, dlatego ostrożnie nastawiony do życia, trzeźwo myślący i dbający o swoje własne bezpieczeństwo kierowca musiał ponieść konsekwencje swoich, odważnych i mądrych skądinąd, decyzji (kosztem mistrzowskiego tytułu Lauda wycofał się z Grand Prix Japonii przez ulewny deszcz oraz w 1980 roku, ścigając się wówczas dla zespołu Brabham, odszedł z brytyjskiego teamu motywując swoją decyzję „niezdatnym” do rywalizacji bolidem).


Bohater niniejszego artykułu, o czym zapewne nie każdy wie, posiadał również swoje własne linie lotnicze (Lauda Air oraz Niki) i zarządzał zespołem F1 Jaguara, bowiem zawód kierowcy wyścigowego to jedno, a bycie przedsiębiorcą i, przynajmniej obecnie, ekspertem F1 w stacji telewizyjnej RTL to drugie. Austriak wielokrotnie udowadniał, że sukces w motorsporcie to nie tylko dziesięć tytułów Mistrza Świata, ekwilibrystyczny sposób pokonywania zakrętów i bycie „pupilem” sławnego zespołu F1 – to również własny charakter, umiejętność podejmowania szalenie trudnych decyzji i twarda jak stal osobowość, dlatego warto będzie złożyć wizytę w kinie i zobaczyć film „RUSH” – tegoroczną ekranizację życia Niki’ego Laudy …

Patryk Rudnicki

Leave A Comment