Najważniejsza informacja ostatniego weekendu (jeżeli chodzi o motorsport) brzmi następująco: hegemonia niemieckiego Audi została przerwana. Bolidy R18 e-tron Quattro ukończyły 24-godzinne zmagania na torze Circuit de la Sarthe na trzecim, czwartym i siódmym miejscu, co dla marki z Ingolstadt było nie tyle sporym rozczarowaniem, co pożegnaniem się z pozycją absolutnego lidera. Kto okazał się katem dla dr Ulricha oraz jego niebywale utytułowanego zespołu? Otóż nie japońska Toyota, która mocno aspirowała do tego osiągnięcia (bolidy TS030 przekroczyły linię mety na 6. i 8. miejscu), a niemieckie Porsche z dopracowanym bolidem 919 Hybrid. 395 okrążeń – tyle wystarczyło, by białe Porsche z numerem 19 (za jego sterami zasiadali Nico Hulkenberg, Earl Bamber oraz Nick Tandy) wyprzedziło bolid czerwony z Timo Bernhardem, Markiem Webberem i Brendonem Hartley’em „za kierownicą” i wygrało 83. edycję wyścigu Le Mans.
Toyota rozczarowana, Audi zapewne niewierzące w brak swojej dominacji, Nissan z przednionapędowym bolidem GT-R LM Nismo w posępnym nastroju (oba prototypy nie ukończyły wyścigu), zaś Porsche na szczycie motoryzacyjnego szczęścia, a jak będzie za rok? Każdy zespół ma nad czym myśleć…
