Trzecia i zarazem ostatnia część naszego eurotripa. Tym razem obieramy azymut na dom Seata, czyli jedziemy do Hiszpanii, Ole!
Trasa z Paryża do Barcelony, wiedzie głównie autostradami i drogami szybkiego ruchu, co jest mocno monotonne i nudne, a dodatkowo dość kosztowne. Przejechanie 100 km autostrad (większość niestety płatne) kosztuje około 10 euro. Patrząc na dystans do pokonania, czyli ponad 1000 km, w oczach mieni nam się niemała sumka, którą możemy przeznaczyć na nie co innego jak paliwo. Jako że nigdzie mi się nie śpieszyło wybrałem trochę inną trasę, dużo bardziej urozmaiconą i z jednym, pięknym bonusem. Postanowiłem wkroczyć do Hiszpanii, przez Pireneje, drogę która łączy Francję, Andorę i Hiszpanię. Coś fantastycznego.
Jeżeli Transfagarasan road w Rumunii jest najlepszą trasą na świecie, to ta droga musi być na drugim miejscu. Kręte odcinki, długie proste no i te widoki na Pireneje! Jest jeszcze jedna rzecz, która jest cudowna, a mianowicie tunele i to takie o długości nawet ponad 5 km! Przez myśl od razu przeszła mi możliwość przejechania jakimś samochodem z groźnie ryczącym silnikiem i wydechem. Polecam tę trasę, jest wręcz idealna. Dodatkowo w Andorze paliwo jest dużo tańsze niż u pozostałych zachodnich sąsiadów, więc można zatankować i jechać dalej! Seat Leon ST dostał niemały wycisk na tych serpentynach, ale muszę szczerze przyznać, że spisywał się naprawdę świetnie. Zawieszenie jest dość twardo zestrojone, a układ kierowniczy bardzo precyzyjny, dlatego radość z jazdy była naprawdę świetna. Choć, nie powiem chętnie wróciłbym tutaj odmianą Cupra…
Po 13 h jazdy i pokonaniu 1044 km dotarliśmy do Barcelony, miasta które nigdy nie śpi i zawsze tętni życiem. Z nieba leje się tam prawie zawsze żar, a na ulicach jest pełno cudaków zabawiających licznych turystów. Oczywiście, nie sposób nie powiedzieć paru słów o motoryzacji. Styl jazdy jest dużo bardziej spokojny i ułożony niż we Francji. Bliżej mu do ładu niemieckiego. Nikt tutaj się nie śpieszy, pieszy zawsze jest najważniejszy, a i samochody wydają się być dużo mniej zmęczone. Oczywiście, marką numer jeden wydaje się Seat, choć nie jest to aż tak widoczne jak w przypadku Francji. Czuć, że marka miała chwilę kryzysu, ale widząc jak dużo nowych Leonów jeździ po drogach, raczej ma się już dużo lepiej. Zresztą jak już o Seacie mówimy, to zbliżamy się do naszego głównego celu wyprawy, położonego zaledwie 25 km od Barcelony. Jest nią miejsce, w którym nasz testowany Leon został wyprodukowany, czyli fabryka Seata.
Obszar jaki zajmuje fabryka Seata w Martorell jest przeogromny, a samo jego objechanie samochodem w koło zajmuje z 15 minut. Ilość ludzi, ciężarówek i samych Seatów jaka się tam przewija jest nie do zliczenia. Praktycznie ¾ aut tam to właśnie nowe Leony w każdych możliwych konfiguracjach. Pozostałe samochody to inne modele hiszpańskiego producenta. Na terenie fabryki znajduje się też dział Seat Sport, gdzie swoje muskuły prężyły nowe Cupry. Podobno w przyszłym roku ma dołączyć Cupra w odmianie kombi, jednak nam nie udało się nic takiego dostrzec. Z mocno zakamuflowanych aut, mignęła nam przez chwilę para Audi Q3, które również tam są produkowane. Czy wiecie, że co czwarty zamawiamy Leon jest w odmianie kombi? Nieźle, a przecież to pierwszy raz kiedy Seat zaprezentował powiększonego Leona. Zresztą marka się rozwija i to mocno, a dowodem mają być kolejne modele przedstawione już niedługo. Szkoda, że musimy już wracać..
Przez kilkanaście dni zrobiliśmy Seatem niemal 5700 km, czyli tyle ile średnio przejeżdża Polak w 4-5 miesięcy. W tym czasie sprawdziliśmy samochód w niemal każdych warunkach i prześwietliliśmy go na wylot. To co nas urzekło to komfort, wygoda i rewelacyjny silnik 1.4 TSI. Średnie spalanie z całej wyprawy to znakomite 5.8 l, przy średniej prędkości 84 km/h. Spokojna jazda na odcinku 170 km zaowocowała wynikiem 4.4 litra. Niesamowite! W samochodzie spędziliśmy 70 h, z czego były dni, że jechaliśmy nawet po 15 h. Po podróży zawsze wychodziliśmy wypoczęci, a auto zaskakiwało nas ekonomicznością. Wciąż nie możemy wyjść z podziwu nad aktywnym tempomatem, z którego korzystaliśmy non stop. Zawsze działał, zawsze czujny, mimo iż przez ponad 2 tygodnie nigdy go nie myliśmy ani przecieraliśmy (zebrał owady z 5 krajów).
Kolejne zalety to bardzo przestronne wnętrze, przydatne schowki pod siedzeniami i wygodny regulowany podłokietnik. Plusem jest też świetnie granie oraz zestaw bluetooth, nieodłączny w podróży. Auto oczywiście ma tez wady, choć są one kroplą w morzu zalet. Po pierwsze, kierownica powinna być obszyta dużo lepszej jakości skórą, bo ta jest twarda jak 3 dniowa bagietka. Kolejna sprawa to znaczek Seata na kierownicy, który w słoneczne Hiszpańskie dni bardzo mocno odbija światło, co potrafi rozproszyć. Ostatnia rzecz: mimo wygaszenia ekranu sam się wybudzał kiedy regulowaliśmy głośność audio z poziomu kierownicy. Szkoda też, że do Leona nie można zamówić systemu multimedialnego z większym wyświetlaczem dostępnego w Skodzie czy VW. Niezłym zestawem za to okazał się grafitowy lakier i jasne wnętrze. Z zewnątrz auto bardzo mało się brudzi, a w środku nie nagrzewa się i jest reprezentacyjne.
Seat Leon ST to świetne wszechstronne auto o przepięknej stylistyce. Benzynowy turbodoładowany silnik spisuje się znakomicie, zawieszenie i układ kierowniczy potrafi dać wiele radości z jazdy, a ogromny bagażnik pomieścić mnóstwo bagaży. Nic tylko pakować się i jechać w świat. Po prostu SEAT and drive.

Pierwsza część testu