Volkswagen Castrol Cup – metoda na sławę

Volkswagen Castrol Cup

Sukces w motorsporcie to określenie bardzo szerokie – można przecież zyskać sławę niebywałym talentem i ciężką pracą, choć skandale oraz poważnie brzmiące afery są ostatnio także w modzie. Odkładając jednak te górnolotnie sformułowane dywagacje jedna kwestia należy do tzw. pewniaków – życie z wieloletnim bagażem doświadczeń pośród tryskających szkodliwymi substancjami maszyn oraz ludzi, którzy doskonale wiedzą czym jest sekunda i jak pieczołowicie trzeba ją pielęgnować, jest względnie łatwe, ale jak rozpocząć przygodę z emocjonującym ściganiem? Może biorąc udział w formule Volkswagen Castrol Cup?


Idea tytułowych zawodów jest prosta – zagwarantować początkującym oraz doświadczonym kierowcom (nie ma większego znaczenia czy jesteście statystycznym Polakiem jeżdżącym po kajzerki do sklepu czy nazywacie się Fernando Alonso, choć to może zbyt radykalny przykład …) możliwość prawdziwej rywalizacji na pięciu europejskich torach (chodzi o czeski Autodrom Brno, węgierski Hungaroring, austriacki Red Bull Ring, wiadomo jakiej narodowości Slovakia Ring oraz naszą polską „nitkę” w Poznaniu) w niemieckim Volkswagenie Golfie, ale nie takim zwykłym, posiadającym wymienione klosze tylnych reflektorów oraz gigantyczny subwoofer w bagażniku. „Ten” reprezentant koncernu z Wolfsburga dysponuje specjalnym ospojlerowaniem, wyczynowym środkiem obejmującym klatkę bezpieczeństwa i 6-punktowe pasy, 362-milimetrowymi tarczami hamulcowymi „na froncie”, silnikiem 2.0 TSI generującym 260 KM (z aktywną funkcją Push-to-Pass, której użycie podczas wyścigu jest ograniczone pewną ilością jej „odpaleń”, moc wynosi nawet 310 KM) i dostosowanym do wyścigowych harców zawieszeniem, choć w rzeczywistości kierowcy nadal mają do czynienia z Golfem GTI szóstej generacji (tylko znacznie przebudowanym), który na dodatek w trakcie sezonu będzie serwisowany przez samego Volkswagena.

Warto się zaangażować i przy stosunkowo niedużym nakładzie finansowym (porównując rzecz jasna do innych wydarzeń tego typu) skonfrontować własny charakter z profesjonalną „wyścigówką”? Rozegrana w ostatni weekend (12 – 13 kwietnia) pierwsza runda tegoż cyklu w Poznaniu udowodniła, że jak najbardziej tak. Emocji nie brakowało – zresztą jak mogło ich zabraknąć skoro w batalii o pierwszą lokatą wzięli również udział tzw. kierowcy VIP – Jerzy Dudek (sylwetki tego człowieka chyba nie trzeba, a nawet nie wypada przedstawiać) oraz Jacek Jurecki (dyrektor jednego z internetowych serwisów motoryzacyjnych). Kto finalnie odniósł zwycięstwo i śmiało mógł wpisać na swoje konto 30 punktów? W pierwszym wyścigu był to Mateusz Lisowski, który o dziwo nie użył wszystkich dziesięciu (limit na rundę w Poznaniu) „Push-to-Passów” (drugi w tabeli zameldował się Jakub Litwin, zaś trzeci …, Litwin Robertas Kupčikas), natomiast wyścig z numerem „2” wygrał Jan Kisiel tuż przed wspomnianym Jakubem Litwinem oraz Meksykaninem Sebastianem Ramirezem.

Tegoroczne Volkswagen Castrol Cup rozkręciło się na dobre. Fakt – nie są to emocje na miarę wyścigów DTM oraz WTCC (o Formule 1 nie wspominając), ale czego tak naprawdę można by się spodziewać po 24 mniej lub bardziej zaawansowanych kierowcach? Dla nich to z pewnością wyróżnienie całkiem sporego kalibru (kolejny start już 26 – 28 kwietnia na torze Slovakia Ring), możliwość obcowania z profesjonalnym samochodem wyścigowym, początek wielkiej (z całego serca tego życzymy) kariery w motorsporcie i skuteczna metoda na odniesienie sukcesu – tego „właściwego” rzecz jasna …

Patryk Rudnicki

Leave A Comment