Europejskie wojaże: jak poruszać się po drogach Holandii?

Krajobraz Holandii

Mówi się, że dane państwo funkcjonuje w europejskiej rzeczywistości jako „odludek”, ustala bliżej niezrozumiałe przepisy i chce je szaleńczo egzekwować, a codzienność tamtejszego społeczeństwa przypomina istną sielankę. O jakim kraju tutaj mowa – chyba i bez tytułu każdy odgadłby jego nazwę, ale interesującym wydaje się fakt czy całą infrastrukturę drogową również obowiązują klauzule pozwalające na dziwne i czasem niebezpieczne wybryki? Przekonacie się o tym już za chwilę, bowiem rozpoczynamy kolejną część „Europejskich wojaży”, ale tym razem nasz cel brzmi „Holandia” …


Trójkąt ostrzegawczy, gaśnica, apteczka i komplet zapasowych żarówek – dokładnie taka jest (lub przynajmniej być powinna) „wyprawka” naszego samochodu jeśli rozważamy urlop pośród tulipanów. Rzecz jasna o elementach pokroju bieżnika dysponującego głębokością 1,6 mm czy pasach bezpieczeństwa mówić chyba nie wypada, gdyż to absolutne „must have”, ale warto nadmienić, iż pomarańczowa kraina nie wymaga od swoich „driverów” (cudzoziemców również) 24-godzinnej jazdy na światłach – ich użycie jest wymagane tylko podczas ciężkich warunków atmosferycznych oraz, co jest chyba normą, po zmroku. Oprócz tego miejcie na uwadze dopuszczalny limit alkoholu we krwi jawiący się w postaci bezkompromisowej wartości 0,05 promila, gdyż imprezy na terytorium opisywanego kraju potrafią być naprawdę huczne.

Osiągnęliśmy wreszcie punkt, który na sto procent zainteresuje lwią część biało-czerwonego społeczeństwa, mianowicie ograniczenia szybkości, które jakoś diametralnie nie odbiegają od polskich standardów. Teren zabudowany ujarzmi przed cudzoziemcami wartość notorycznie powtarzanego 50 km/h, odpowiednik bez żadnych zabudowań to już (lub jedynie) 80 km/h, „ekspresowe asfalty” okraszono z kolei wartością 100 km/h, natomiast szybkie, acz trochę nudne autostrady liczbą 120. Moglibyśmy rzecz jasna wymagać cudów od państwa, które nadal ma zalegalizowane środki „dopingowe” lub inaczej mówiąc „upiększające” świat na jakiś czas, ale Holandia trzyma jednak reżim wobec kierowców. Doskonale to widać np. po skomplikowanym systemie parkowania, gdyż większość nadających się do tego miejsc jest płatna i zabronione jest „porzucanie” auta wzdłuż ciągłych żółtych linii oraz ścieżek rowerowych, na skrzyżowaniach, przystankach autobusowych, poza terenem zabudowanym (chyba że mówimy o tzw. monitorowanych kamerami transferiach czyli parkingach za miastem) oraz przy głównych drogach i przejazdach kolejowych.

Świat tulipanów i kolorowej codzienności (nie zrozumcie tego dosłownie) jest normalnym państwem wymagającym specjalnych fotelików dla dzieci poniżej 3 lat i srogo karającym „driverów” za lekkomyślne wybryki (np. przejazd na czerwonym świetle to 220 euro, złe parkowanie – 85 euro, niezapięcie pasów – 120 euro, posiadanie więcej niż jednego promila alkoholu we krwi to nawet 700 euro, zaś przekroczenie szybkości powyżej 40 km/h może skutkować nieprzyjemną wizytą w sądzie), ale tak jest raczej wszędzie …, no prawie. Biorąc sobie do serca wymienione ustalenia pomarańczowy urlop bądź chęć zarobku winny być pozbawione dodatkowych kłopotów z mundurowymi – miejcie tylko oczy szeroko otwarte.

Patryk Rudnicki

Leave A Comment