Europejskie wojaże: jak poruszać się po drogach Węgier?

Węgierska policja

Lepiej takie niż żadne – wybór ciężko zapracowanego urlopu nierzadko kończy się danym hasłem, bowiem rezerwacja wszystkich miejsc na upragnionej Dominikanie lub alkoholem płynącej Ibizie zmuszają nas do obrania tzw. alternatywy. Może Rosja? To już było – słoneczna Hiszpania? Nie. A może w takim razie odkryć sekrety na pozór błahych emocjonalnie Węgier? Dobry pomysł, zatem już świetnie wiecie które europejskie terytorium będzie celem naszego dalekosiężnego wojażu. Pakujcie manatki – Budapeszt czeka …


Oczywiście nie tylko stolica „przytulonego” do Austrii kraju jest godnym bliższego poznania miejscem. Niezależnie jednak od tego czy „umysłowy kompas” wybierze leżący u stóp Dunaju Wyszegrad czy może drugi pod kątem gęstości zaludnienia Debreczyn, jesteśmy (a raczej nasz samochód) zobowiązani posiadać apteczkę, trójkąt ostrzegawczy i gaśnicę, a także bezwzględnie używać świateł mijania poza terenem zabudowanym. Biorąc pod uwagę ostatni element należałoby stwierdzić, że Węgry podchodzą do aspektu bezpieczeństwa z nieco większym rozsądkiem aniżeli ustalenia w biało-czerwonym kraju, choć „lustrując” dokładnie inne przepisy mogą Was, Czytelników, najść drobne wątpliwości. Mundurowi ostro sprawdzają ulicznych „driverów” pod kątem wypitego alkoholu, bowiem dopuszczalna norma to absolutne i bezwzględne 0,00 promila (naruszenie danego ustalenia będzie skutkować zabraniem prawa jazdy). Nie zapomnijcie także, iż rozmowa przez telefon może się odbywać jedynie za pomocą zestawu głośnomówiącego, pionowy „symbol” z określoną liczbą (która notabene powinna być odzwierciedleniem wychylenia naszego prędkościomierza) ustawiony przed terenem zabudowanym obowiązuje na całym jego obszarze, zaś dzieci do 12 roku życia winny być przewożone jedynie na tylnym siedzeniu.

Europejska republika, co już myślę zauważyliście, pod niejednym względem jest bardzo podobna do naszego kraju. Pieczołowicie respektowane ustalenia dbającego o bezpieczeństwo kierowców rządu (choć akurat ta kwestia jest mocno dyskusyjna) wyglądają na dosyć rozsądne, ale każdy powinien ocenić to sam. Jedna rzecz mimo wszystko należy do grona tzw. oczywistości – rozwijanie określonych szybkości, znajdując się nawet na terytorium Węgier, będzie świetnie znaną czynnością absolutnie niewymagającą zapamiętywania jakichś szczególnych różnic. Teren zabudowany ukaże bowiem standardową w piśmie i mowie „pięćdziesiątkę”, niezabudowany już 90 km/h, drogi pierwszej klasy 110 km/h, zaś charakterystyczne dla naszych sąsiadów autostrady 130 km/h. Moja rada? Bezwzględnie miejcie na uwadze dane ograniczenia jak i pozostałe „wyciągi” z węgierskiego kodeksu drogowego, gdyż ewentualne mandaty potrafią być szalenie dotkliwe (od 10 000 forintów węgierskich co stanowi równowartość około 6666 zł do wystawianych jako forma kredytowa 100 000 forintów czyli jakichś 66 666 zł). Warto zatem udawać rajdowca szalejącego po Hungaroringu?

Drogo, z głową i stosunkowo bezkompromisowo – tak moglibyśmy podsumować uliczną rzeczywistość Węgier. Oprócz nadmienionego obiektu wyścigowych zmagań, europejski bohater jest w stanie zaoferować kilka ciekawych miejsc jak choćby duże aglomeracje bogate w przeróżne zabytki. Dominikana czy trzecia wyspa hiszpańskiego archipelagu Baleary to nie jest, ale na udane wakacje poza biało-czerwonymi granicami powinno wystarczyć tylko zapamiętajcie – na drogach miejcie klasę, opanowanie i zdrowy rozsądek.

Patryk Rudnicki

Leave A Comment