MINI John Cooper Works GP – mistrzowskie rozdanie

On już u nas był, dumnie prężył filigranowe i niepozorne, acz zadające spory ból muskuły oraz jasno wszystkich poinformował: „Ja tu wrócę i choćbyście mnie nie rozpoznali zrobię wykwintną sałatkę pozytywnych oraz negatywnych emocji.” Rzucone na wiatr słowa potraktował szalenie istotnie, dlatego dzisiaj w pełnym rynsztunku jawi przed nami swoje lico. Drodzy Czytelnicy – oto MINI John Cooper Works GP czyli diabeł żywcem przeniesiony na asfalty szarej codzienności …

MINI John Cooper Works GP

MINI John Cooper Works GP

MINI John Cooper Works GP

MINI John Cooper Works GP

Nadając mu jakieś imię wypadałoby poważnie rozważyć kandydaturę słowa „urwis”. Tak tak, opisywany reprezentant brytyjskiej myśli technicznej (w 50-ciu procentach rzecz jasna) nie jest grzecznym owocem wskrzeszenia starej marki – to raczej szaleniec chętny do skrócenia nowego właściciela o głowę. Efektowny pakiet ospojlerowania, 17-calowe aluminiowe felgi, lakier Thunder Grey, czerwone dodatki i charakterystyczne oznaczenia z boku pojazdu – czujecie nutkę adrenaliny jaka bije od tego malca?

Kręcącym negatywnie głową powiem jedynie, że tytułowy Cooper zalicza się do grona stworzeń niepozornych, takich, które swoje największe walory ukrywają gdzieś bardzo głęboko atakując w najmniej oczekiwanym momencie. Potwierdzeniem tych górnolotnych słów mogą być osłona pod jednostką zwiększająca przepływ powietrza oraz szybciej usuwająca wspomniany element z intercoolera (dzięki specjalnym szczelinom poprawiającym również jego wydajność) czy też (co już stanowi typowo organoleptyczne doświadczenie) bezkompromisowy środek dysponujący kubełkowymi fotelami Recaro, ale pozbawiony tylnej kanapy. Rzecz jasna JCW GP (swoją drogą brzmi to jak nazwa firmy zajmującej się odpadami komunalnymi, ale wszyscy zorientowani doskonale wiedzą, że to absolutna bzdura) nie jest torowym zabijaką, dlatego swoje miejsce „odnalazły” tutaj również skórzane wykończenia, podsufitka w kolorze antracytowym czy też ksenonowe reflektory, choć „lustrując” dokładnie techniczną stronę prezentowanego auta chciałoby się zakrzyknąć: „Niech żyje energia!”

MINI John Cooper Works GP

MINI John Cooper Works GP

MINI John Cooper Works GP

MINI John Cooper Works GP

Oczywiście front ujawnionego na paryskich targach motoryzacyjnych auta nie dostał silnika z brytyjskiego odrzutowca, jednak 218 KM i 260 Nm momentu obrotowego „zamkniętych” w 1.6-litrowej pojemności nie wymyślono do efektownego bicia rekordów prędkości – to wybuchowa mieszanka najnowszej technologii oraz emocji płynących z aluminiowego bloku silnika, wzmocnionych tłoków, delikatnie odchudzonego wału korbowego czy też wytrzymalszych głowic czterech pracujących cylindrów. 1160 kg masy własnej, 6,3 sekundy do 100 km/h, 242 km/h prędkości maksymalnej i 6-biegowa skrzynia gwarantująca trochę pracy, ale jednocześnie multum frajdy z prowadzenia – czy te liczby, cyfry i suche fakty mają podwójne dno? Absolutnie nie – do spółki z gwintowanym i regulowanym zawieszeniem, wydajnym układem hamulcowym (sześciotłoczkowe zaciski wielkości 330×25 mm z przodu i 280×10 mm z tyłu) oraz armią elektronicznych systemów (np. EDLC, funkcja ASC nie odcinająca dopływu benzyny czy system GP) są ukierunkowane na dziką, dającą bogaty wachlarz przeżyć i doświadczeń jazdę, której po niepozornym „Miniaku” raczej byśmy się nie spodziewali …

MINI John Cooper Works GP

MINI John Cooper Works GP

MINI John Cooper Works GP

Oto jest – mistrzowskie rozdanie brytyjsko-niemieckiego koncernu gwarantujące frajdę jakiej doświadczy tylko 2000 szczęśliwych nabywców opisywanego wozu. To niedużo, a biorąc pod uwagę cenę 28 790 funtów również i drogo, ale czego mielibyśmy oczekiwać po tak brutalnym „graczu”? Silniczka 1.2, wypchanego po brzegi rocznym zapasem mydła bagażnika oraz kosztów na pułapie starego Fiata 126p? Cóż, nobliwy charakter w innym tego słowa znaczeniu oraz szeroko pojęta oryginalność muszą niestety ciągnąć za kieszeń …

Patryk Rudnicki

Leave A Comment