Mieszka w Stanach Zjednoczonych i posiada dosyć bogatą historię rodzinną. Mimo japońskiego rodowodu amerykańska klientela przyjęła go z dużą aprobatą i teraz może świętować szóste już wcielenie tego luksusowego samochodu. Powitajcie Lexusa ES – nieznanego sedana z azjatyckimi korzeniami.
|
|
|
|
Dzielący „podłogę” z Toyotą Avalon wóz odznacza się eleganckimi liniami udanie nawiązującymi do pozostałych koncernowych braci. Agresywne reflektory od frontu i trapezoidalny grill podkreślają charakter „Japończyka” oraz wyraźnie dokumentują pokrewieństwo z resztą modeli Lexusa. W odniesieniu do poprzednika tytułowy bohater uległ zatem niewielkiej modyfikacji.
Kilka faktów: jest dłuższy o 2,54 cm błogosławiące nogi pasażerów tylnej kanapy siedmioma centymetrami większej przestrzeni, kąt nachylenia „steru” nieznacznie zmalał, bowiem 24 stopnie zastąpiła liczba 22, natomiast debiut w modelu ES świętuje powszechnie kojarzony interfejs Remote Touch.
|
|
|
|
Jeśli chodzi o „serduszka” działające pod klapą „naszego” Lexusa mamy dobrą wiadomość. Odmiana ES 350 będzie się chwalić 3.5-litrowym V6 posiadającym system zmiennych faz rozrządu, które Japończycy zespolą z 6-biegowym automatem. Pozytywna informacja jest natomiast taka, że luksusowa Toyota wprowadza również hybrydę z przydomkiem ES 300h. 2.5-litrowy, czterocylindrowy motor pracujący w trybie Atkinsona zostanie „ożeniony” z elektrycznymi silnikami. Finalnie szczęśliwy „driver” będzie mógł korzystać z czterech trybów pracy całego zestawu (Normal, Sport, Eco i EV), by udanie dopasować charakterystykę samochodu pod własne upodobania. Mądre głowy z Lexusa prognozują spalanie 5,9 l na każde 100 km.
|
|
|
|
Przyglądając się fotkom nowego ES-a trudno być obojętnym. Dynamiczny, agresywny i elegancki w jednym – czy tak przedstawia się idealny środek lokomocji? Ja nie wiem, ale od tej pory mamy czego zazdrościć Amerykanom – japońskiego kolegi z dojrzałym rodowodem.