Istnieje w Niemczech firma, której pracownicy na co dzień zajmują się tworzeniem wspaniałych i mocnych projektów motoryzacyjnych. Jej nazwa to Hamann, a wyróżnikiem czarne logo zdobiące każdy, zmodyfikowany pojazd. Swoje najnowsze dzieło – Porsche Cayenne Turbo – zapracowani mężczyźni przedstawiają właśnie na tegorocznym salonie samochodowym w Genewie. Czy to historia z pouczającym zakończeniem?
 |
 |
 |
 |
Niemiecki SUV, zwany tutaj Guardian Evo, jest znany praktycznie na całym świecie, ale niniejsze wydanie dorzuca kolejną cegiełkę wysokiej popularności.
Z zewnątrz auto wyposażono w specjalny body kit zwiększający szerokość opisywanego wozu (120 mm z przodu i aż 160 mm z tyłu), potężne 23-calowe felgi pomalowane na czarny kolor, a także zmienioną maskę o identycznej barwie. Całość kontrowersyjnego wcielenia Cayenne dopełniają przyciemnione klosze tylnych lamp, końcówki układu wydechowego ze 120-milimetrową średnicą oraz nobliwie, ale zarazem i delikatnie przerobione wnętrze.
 |
 |
 |
 |
Firma Hamann nie poprzestała jednak na wymienionych wyżej zmianach i postanowiła delikatnie wtrącić swoje trzy grosze do serca luksusowego Porsche. Wymienione filtry i przeprogramowana elektronika zaowocowały końcową mocą w postaci 550 szalonych rumaków i aż 770 Nm maksymalnego momentu obrotowego. Przystojny książę w alabastrowym kubraku osiągnie zatem 100 km/h w jedynie 4,6 sekundy i pomknie do swej ukochanej z maksymalną prędkością rzędu 300 km/h. Dopełnieniem tak zgranej kupy elementów jest sportowy moduł dla pneumatycznego zawieszenia, który może obniżyć Cayenne Turbo nawet o 35 mm.
Jak brzmi puenta tej niemieckiej bajki? Zbytnio wyszukanych morałów nie powinniśmy tutaj oczekiwać, ale znany europejski tuner rzuca wyraźne światło na powtarzane od lat zdanie. Niech jego wydźwięk stanie się mobilizacją do dalszych działań oraz walki z problemami codzienności: „jeśli coś robisz, to zrób to na sto procent”.
