Blask czerwonego lakieru, aparycja rozwścieczonego byka i kształty powodujące istny zawrót głowy – czy to już koniec świata? Feeria świateł oraz dziennikarze z jasnymi fleszami zdają się przeczyć, a genewską scenę wypełniają kłęby siwego dymu. Oto i on – sprawca całego zamieszania, który nie uznaje absolutnie żadnych kompromisów. Poznajcie Lamborghini Aventadora J.
Rodowity „Włoch” budzi szacunek, a jego sylwetka grozi zgromadzonej publice. Ten samochód to właściwie najnowsze dziecko koncernu z Sant Agata, którego testy zalewają cały świat, ale jakieś inne, bardziej szalone, nieokiełznane. Przepis na tego „wariata” był prosty – wziąć seryjnego Aventadora, uciąć zbędny dach i pozbyć się wszelkich szyb. Efekt jest porywający, kusi ciemnymi felgami w rozmiarze 20 cali z przodu oraz 21 cali z tyłu i przede wszystkim to sportowy do granic możliwości furiat. Świadczą o tym spojler na tylnej klapie, liczne wcięcia, przetłoczenia, a także komponenty wykonane z włókna węglowego. Motoryzacyjny szczyt? Tak można by w skrócie podsumować stylistykę Lambo.
Błahą sprawą w obliczu takiego projektu jest wnętrze, a dokładniej jego opis. Co można powiedzieć o samochodzie, który każdym swoim elementem, spawem i nicią wzbudza serdeczne ukłony? Może to, że dwuosobowa kabina pasażerska została wyłożona skórą, a fotele oddzielono konsolą centralną o znacznej szerokości? Tak to właściwa droga, podobnie jak zwrócenie uwagi na wyrastające z przodu lusterko wsteczne, a także bogate wyposażenie. Zapytacie co znalazło się pod spiralą przetłoczeń i ociekającą emocjami karoserią … . Odpowiedzią jest dwunastocylindrowa jednostka z seryjnego Aventadora, która przy 6.5-litrach wrzeszczy potężną mocą 700 KM. Ważące 1575 kilogramów zjawisko rozpędza się maksymalnie do ponad 300 km/h, a statyczna prezentacja na szwajcarskiej wystawie zwyczajnie je męczy. Może czas rozwinąć skrzydła?
Sportowa „Jota” (rozwinięcie skrótu J) już tego dokonała, bowiem egzemplarz, który Drodzy Śmiertlenicy widzicie na fotkach został prawdopodobnie sprzedany za ponad 2 miliony euro. To wyjątkowa premiera i na 90 procent nigdy jej nie zobaczymy, gdyż tytułowe Lamborghini powstało w liczbie sztuk jedna (słowem: „jedna”). Niektórzy stwierdzą, że jest brzydki i mają do tego pełne prawo, ale to jego moment. Pozwólcie mu przeżyć tę chwilę godnie, tak jak każdy produkt z Sant Agata.