Po raz pierwszy od czasu przejęcia przez Renault marka Nissan zmuszona jest wstrzymywać produkcję aut, bo nie ma na nie klientów. W tym roku Nissanowi grozi spadek obrotów finansowych. Czy to preludium końca ery genialnego menadżera Carlosa Ghosna-szefa Nissana i Renault?
Kilka miesięcy temu koncern Renault ogłosił plany nabycia pakietu akcji General Motors, który jeszcze niedawno osiągał mizerne wyniki finansowe, dlatego akcje GM taniały na giełdzie z godziny na godzinę. Plany Renault zaszokowały branżę motoryzacyjną, zachwyciły za to wielu inwestorów giełdowych. Wszyscy oni niecierpliwie czekali na sfinalizowanie transakcji, mając na uwadze osobę Carlosa Ghosna – prawdziwego cudotwórcę, który kilkoma trafnymi posunięciami odsunął nadchodzącą klęskę Nissana, tworząc z grupy Renault kurę znoszącą złote jaja. Urodzony w Brazylii Carlos Ghosn – potomek emigrantów z Libanu, zyskał renomę już w latach 90-tych, kiedy pracował w amerykańskim oddziale Michelin. Jego niebywała zdolność przewidywania i kumulowania zysków w firmie spowodowała, że nazywano go „zabójcą kosztów”. Wkrótce potem tę Ghosn ugruntował swoją pozycję w Renault.
Kiedy francuski koncern w 1999 roku za ponad 5 miliardów dolarów kupił 37% akcji Nissana (zwiększając potem pakiet udziałów do 44%), talent genialnego Ghosna rozkwitł pełnym blaskiem. Nissan był wtedy w poważnych długach, choć wciąż zajmował drugie miejsce w Japonii, jeśli chodzi o ilość wyprodukowanych samochodów. Skierowany przez Renault do ratowania Nissana, Ghosn stwierdził niemal od razu, że przyczyną kłopotów Nissana jest złe zarządzanie, nudne samochody i bardzo niska wydajność na taśmach produkcyjnych. Terapię szokową zaczął od zamknięcia kilku fabryk, ograniczenia liczby kooperantów, zwolnienie niemal 21 tysięcy osób i sprzedania udziałów Nissana w innych spółkach. Terapia Ghosna bardzo szybko przyniosła efekty i Nissan wkrótce inwestorzy Nissana zaczęli otrzymywać wysokie dywidendy, a marka zaczęła w końcu generować zyski. W 2005 roku Ghosn został szefem Renault. GM nie przystało na propozycje Renault dotyczące przejęcia pakietu kontrolnego akcji, gdyż jak uważali przedstawiciele GM byłaby to inwestycja nieopłacalna i skazująca jeden z najstarszych koncernów samochodowych na powolną śmierć. Jak się wkrótce okazało Amerykanie mieli rację. Nissan ogłosił nieco zszokowanym inwestorom, że zyski Nissana w ostatnim kwartale zeszłego roku spadły aż o 22%. Dlatego wiadomo już, że najbliższe zebranie rady nadzorczej Nissana nie będzie miało tak hucznej oprawy jak poprzednie spotkania i po raz pierwszy od czasu „ery Ghosna”, Nissan nie zamelduje o kolejnym wzroście zysku.
Poza tym Nissan musi stawiać czoła coraz potężniejszej konkurencji z Japonii. Tylko w styczniu i lutym tego roku Toyota sprzedała w Europie ponad 151 tysięcy aut, (o 17,4 proc. więcej niż przed rokiem). Coraz lepiej radzi sobie w Europie Honda, która odnotowała niemal 18% wzrost sprzedaży w tym samym okresie. Za to Nissan odnotował spadek o 13%, sprzedając w dwóch pierwszych miesiącach tego roku zaledwie 40 tysięcy aut na starym kontynencie. Również w całym zeszłym roku „13” okazała się pechowa dla Nissana, który spadek popytu na nowe auta o 13%.
Co gorsza za oceanem samochody Nissana sprzedają się gorzej, niż Toyoty i Hondy. Jesienią zeszłego roku Nissan bezterminowo wstrzymał pracę na jednej z trzech linii produkcyjnych w zakładach w Kiusiu. W ostatni piątek ogłoszono, że na trzy miesiące zostanie ograniczona produkcja w dwóch kolejnych japońskich fabrykach koncernu. Powodem jest malejąca sprzedaż Nissanów w Japonii.
Ale fatalna sytuacja Nissana nie jest jedynym problemem Ghosna. W dwóch pierwszych miesiącach 2007 roku, sprzedaż aut Renault spadła w Europie o jedną dziesiątą, a w całym zeszłym roku – o 12%. Renault gorączkowo szuka nowych rynków zbytu. Najnowszym pomysłem Ghosna jest sprzedaż, a potem także produkcja Dacii Logan w Iranie. W pierwszym tygodniu marca, Logana zamówiło niemal 100 tysięcy Irańczyków. Wkrótce Logan zmieni swoją nazwę na tamtejszym rynku na „Tondar”, co w języku irańskim oznacza „piorun”. Po tych sukcesach Carlos Ghosn postanowił zająć się Nissanem. Osobiście zajmie się nadzorem nad finansami japońskiego koncernu, rezygnując z nadzorowania rynku USA. Jak dotąd jest jedynym szefem koncernu samochodowego, nad którego bezpieczeństwem dzień i noc czuwa spora grupa osobistej ochrony. Jest zbyt cenną osobą dla Renault, by mogło mu przytrafić się coś złego. Ale w krótkim czasie ten „zabójca kosztów” musi przedsięwziąć szybkie kroki w celu powtórnego wyniesienia Nissana na piedestał chwały i popularności. W innym razie jego przyszłość u steru w Renault, stanąć może pod dużym znakiem zapytania.
źródło: Gazeta.pl / Moto Target