Mercedes GLC 250 d Coupe 4MATIC – AUTO TEST

8 marca 2017
tekst: Patryk Rudnicki, zdjęcia: Bartosz Kowalewski
Mercedes GLC 250 d Coupe 4MATIC

Efekt ideologicznego wyścigu

Przyszło nam żyć w czasach łatwego i szybkiego dostępu niemalże do wszystkiego, upiornego czasami zróżnicowania oraz nieodpartej chęci zaspakajania każdej, nawet pozornie błahej potrzeby. Kawa o smaku czekoladowym? Herbata przepełniona aromatem dojrzewającej gruszy? Smartfon potrafiący zrobić fotkę nawet kiedy Was przy nim nie ma i automatycznie poddający ją krytyce innych na portalach społecznościowych? To wszystko jest normalne, a przynajmniej reklamy i marketingowa paplanina firm nieustannie próbują nas przekonywać, że tak właśnie jest. Kłopot w tym, że bez dotykowego ekranu telefonu czy 50-calowego „okna na świat” z funkcją zasypiania ciężko jest nam sobie wyobrazić sprawne funkcjonowanie. Dzisiaj prymitywna aspiryna ustąpiła miejsca czterdziestu różnym specyfikom, a ja zadaję sobie pytanie: „Czy ten wyścig o lepsze i bogatsze jutro ma swój koniec?” Trochę podumałem za kierownicą samochodowego odpowiednika beżowej świeczki o zapachu kokosowym…

Ten całkiem niezły

Początkowo sytuacja w Mercedesie klarowała się dosyć jasno – wymagający klienci otrzymali duże i luksusowe GLE, a także nieco mniejsze GLC. Rodzinę podniesionych „Niemców” uzupełniło najmniejsze GLA, zaś po drugiej stronie gwieździstej barykady stanął potężny GLS i wciąż krzepko dychająca Klasa G. Oczywiście faktyczna chronologia nie została tutaj zachowana (w przeciwnym razie wypadałoby powiedzieć, że Klasa G urządzała sobie wyścigi z dinozaurami), ale nie zmienia to faktu, że w oczach wystarczająco majętnych klientów pojawiło się delikatne zakłopotanie wsparte cyklicznym podgryzaniem paznokci. Co wybrać? Czy GLA nie będzie za małe? A może dopiero GLE okaże się wystarczająco przestronne? Różnorodność poplątała się z realną decyzją o zakupie, a Mercedes… Mercedes musiał reagować na rynkowe zmiany i dorzucił testowane całkiem niedawno GLE Coupe oraz bohatera dzisiejszego testu – GLC Coupe.


Chwilowe dumanie za skórzaną i bardzo przyjemną w codziennym użytkowaniu kierownicą przyniosło oczywistą myśl: większe GLE Coupe sprawia wrażenie ogromnego, nie do końca proporcjonalnego żółwia, natomiast GLC to coś innego, ładniejszego. Użyczony egzemplarz schludnie łączył niemiecką elegancję z niebanalnie pociągniętymi kreskami designerskiego ołówka. Srebrny lakier nadwozia (3 580,06 zł) i znakomity praktycznie w każdym przypadku pakiet AMG z 20-calowymi obręczami (3 901,35 zł) stanowiły z jednej strony obraz kompletnego braku polotu (ot kolejny, srebrny, poprawny i nienachalny SUV), a z drugiej skutecznie przyciągały uwagę. GLC nie posiadało przy tym dylematu zachwianych proporcji i szczerze mówiąc, było, a właściwie jest, chyba jednym z najbardziej spójnych stylistycznie reprezentantów „odważniejszych” SUV-ów na rynku, a to niełatwa sztuka w dobie łączenia atrakcyjnej linii z jako taką praktycznością. Ale czy było praktycznie?

Gadżety

Odnosząc wspomnianą myśl do bagażnika – niekoniecznie. Co prawda kufer dysponował „magicznym” otwieraniem w postaci specjalnego ruchu stopą pod tylnym zderzakiem i samodzielnym zamykaniem, niemniej jednak opadająca linia dachu oraz wysoki próg załadunku powodowały, że zakwalifikowanie go do wyjątkowo obszernych i zdolnych pomieścić ekwipunek niezdecydowanej pani domu byłoby lekkim nadużyciem. Na plus warto jednak zaliczyć podwójną podłogę omawianego bagażnika. Mały festiwal technologicznych umiejętności Mercedesa (mały, bowiem testowany egzemplarz nie został wyposażony w całe spektrum możliwości niemieckiego producenta, choć rachunek końcowy i tak opiewał na absurdalne 342 938 złotych) widoczny jest dopiero w przestronnej kabinie pasażerskiej. Miejsca jest pod dostatkiem, kierowcę i najprawdopodobniej atrakcyjną kobietę z pomarańczową cerą dzieli szeroki tunel środkowy, zaś pokład GLC – w odpowiedniej konfiguracji – wita charakterystycznym zapachem wysokiej jakości skórzanego obicia. Pomijam kwestię materiałów wykończeniowych – te, oprócz tego, że stanowiły naturalny, wysoki poziom, połączono z dbałością o szczegóły, by wystarczająco majętny kierowca nie musiał sobie zaprzątać głowy jakimś skrzypieniem. Obok znakomitej kierownicy, czytelnych zegarów, fantastycznego systemu audio Burmester i całkiem bogatego wyposażenia z LED-owymi reflektorami na czele, dwa elementy nieco spłaszczonego Mercedesa jednak mnie zmartwiły. Pierwszym (co nie do końca będzie pewnie zaskoczeniem) był dosyć mało intuicyjny system COMAND, natomiast drugim – co nierozerwalnie zaczęło rodzić pytania i wątpliwości dotyczące jakości konstrukcji samochodu – nie do końca spójnie poskładane nadwozie. Jasne, to nie recenzja 20-letniego Mercedesa zza Odry, który „szczęśliwym trafem” znalazł się w naszym kraju i jestem tego świadomy, ale dziwne wrażenie „niedomkniętych drzwi” pozostało w mojej pamięci. Chciałbym jednak winę zrzucić na padające światło i optyczne złudzenie. Czy coś jeszcze dziwnego udało się zaobserwować w ciekawym stylistycznie GLC? Jeżeli wygodne, elektrycznie sterowane fotele z pamięcią oraz automatycznie dociągające się pasy bezpieczeństwa do takowych elementów należą…


Przede wszystkim komfort

Zajmujesz miejsce na skórzanym fotelu GLC i jakie myśli wypełniają Twoją głowę, Drogi Czytelniku? Jeżeli nie obcowaliście z żadnym Mercedesem najnowszej generacji, serwowany luksus i ostentacyjność mogą początkowo nieco przytłaczać, ale nie w przypadku recenzowanego SUV-a o kształtnym kuperku. Niemcy pokazują, że minimalizm jest w cenie i wyjątkowo chwali go zarząd w Stuttgarcie skupiając lwią część obsługi auta w systemie COMAND, zaś manetkę skrzyni biegów niezmiennie umieszczając przy kierownicy. Po opanowaniu rozmiarów samochodu, uruchamiamy system Burmester cichutko, acz dokładnie przekazujący brzmienie zespołu Coldplay, wspomnianą manetkę ciągniemy w dół i dostojnie wytaczamy się z miejsca parkingowego. Jak najlepiej użytkować GLC z 204-konnym silnikiem wysokoprężnym, by czerpać maksymalną radość z dokonanego wyboru? Owe uczucie zamyka się w tym przypadku na długiej nitce autostrady – GLC 250 d Coupe 4MATIC to komfortowy samochód na długie dystanse i jeżeli z takim właśnie przeświadczeniem używamy niemieckiego SUV-a, odwdzięcza się on płynnym działaniem 9-stopniowej przekładni, świetnie stłumionym wybieraniem nierówności oraz poczuciem solidności. Układ kierowniczy jest wystarczająco precyzyjny, każdy element wyposażenia w pocie czoła skutecznie wypełnia swoją funkcję, a my, odprężeni na tyle, na ile pozwala samochód, pokonujemy kolejne kilometry. Jesteśmy niczym rycerz na swoim niezawodnym rumaku, który dowiezie wojownika tam, gdzie on będzie sobie tego życzył i nie zawiedzie. Tak daleko Mercedesowi udało się zbudować poczucie zaufania przeradzające się w solidność. Szczerze mówiąc, chyba nie ma potrzeby korzystania z dostępnych trybów Sport i Sport+ – raz, że niewiele się one między sobą różnią, a dwa skrzynia 9G-TRONIC przy „konkretniejszym” traktowaniu miewa kłopoty z doborem odpowiedniego przełożenia i lubi szarpnąć. Dlaczego więc rezygnować z komfortu?


Udany efekt ideologicznego wyścigu

Dzisiejsza rzeczywistość serwuje nam kolorową chmurę pomysłów, często wręcz niedorzecznych, a nawet i niepotrzebnych, jednak udanie znajdujących swoją niszę oraz grupę docelową. GLC Coupe to jeden z nich – samochód obierający na celownik bez wątpienia majętnego klienta, dla którego zwykłe GLC wydaje się zbyt pospolite lub zwyczajnie pragnie wydać bardziej pokaźną sumę pieniędzy i żyć w przeświadczeniu, że w klimatyzowanym garażu stoi coś znacznie lepszego (różnica między GLC a GLC Coupe to horrendalne 27 500 złotych). Co więcej, równie bogato wyposażone BMW X4 z pakietem M i 190-konnym dieslem nie dobije nawet do granicy 300 000 złotych. Warto więc?

Wysokoprężne GLC 250 d z pakietem AMG, którego 204-konny motor wystarczy do sprawnego nabierania prędkości (jednak tylko do tego), to jasny komunikat w kierunku pozostałych użytkowników dróg: mam pieniądze, które właśnie zostawiłem u Mercedesa, wiem jak działa tablet i czym jest Spotify, a za chwilę jadę na azjatycki lunch. Jeżeli kupicie GLC Coupe, będę wiedział, że w jakimś stopniu jesteście niebanalni, a zakup nowego samochodu raczej przemyśleliście. Bo GLC Coupe to w gruncie rzeczy udany produkt Mercedesa, całkiem atrakcyjny, nowoczesny, noszący metkę XXI wieku i solidny. Taki chyba powinien być Mercedes…

DANE TECHNICZNE Mercedes GLC 250 d Coupe 4MATIC
Silnik / Pojemność diesel / 2143 cm3
Układ / Liczba zaworów R4 / 16
Moc maksymalna 150 kW (204 KM) / 3800 obr./min
Moment obrotowy 500 Nm / 1600-1800 obr./min
Zawieszenie przód wielowahaczowe
Zawieszenie tył wielowahaczowe
Napęd 4x4
Skrzynia biegów automat 9G-TRONIC, 9 biegów
Prędkość maksymalna 222 km/h
Przyspieszenie 0-100 km/h 7,6 s
Zużycie paliwa (miasto/trasa/mieszany) wg. producenta: 6,2 / 5,0 / 5,4 l/100 km
nasz test: 9,5 / 7,2 / 8,3 l/100 km
Długość / Szerokość / Wysokość 4732 / 1890 / 1602 mm
Rozstaw osi 2873 mm
Masa własna / Dopuszczalna 1845 kg (z kierowcą 75 kg) / 2520 kg
Bagażnik w standardzie 432 l
Bagażnik po złożeniu siedzeń -
Pojemność zbiornika paliwa 50 l
EKSPLOATACJA I CENA
Gwarancja mechaniczna 2 lata
Przeglądy wg. wskazań komputera
Cena wersji podstawowej 203 000 zł (GLC 250 Coupe)
Cena wersji testowanej 342 938 zł (GLC 250 d Coupe 4MATIC + dodatki)

Wszelkie prawa do publikacji bez zgody redakcji zastrzeżone!

1 Comments

Leave A Comment