Suzuki Swift Sport – AUTO TEST

10 września 2013
tekst: Bartłomiej Urban, zdjęcia: Artur Mierzejewski
Suzuki Swift Sport

Denis Rozrabiaka

Od dzieciństwa byłem niesfornym nadaktywnym dzieckiem. Zawsze mnie nosiło, wszędzie mnie było pełno, kręciłem się jak smród po gaciach. Na rowerze musiałem być pierwszy, na rolkach czy w piłkę to samo. Nie przeszkadzał mi nawet fakt, że miałem dwie lewe nogi. Ważne, że dobiegałem jako pierwszy. I mimo iż minęło grubo ponad 20 lat, to coś we mnie z tego ADHD zostało. Z tym, że z biegania przeniosło się na jeżdżenie samochodem. Zwłaszcza takim jak Suzuki Swift Sport.


Wygląd

Samochód o zadziornym charakterze musi zadziornie wyglądać. Popatrzcie na Punto Abartha, Clio RS czy Fiestę ST. Od razu widać, że ten maluch gryzie w sobie urwisa. Czy Suzuki Swift Sport pasuje do tej bandy? Zdecydowanie. Tylko popatrzcie na przedni zderzak, spojler na końcu dachu czy na dyfuzor z dwoma końcówkami wydechu! Jest naprawdę nieźle, a jeszcze lepiej mały Japończyk wygląda z czarnym dachem, który idealnie pasuje do czarnych słupków i przyciemnionych szyb. Może i nieco przypomina w ten sposób Mini, jednak mi bardzo taka konfiguracja przypadła do gustu. Ostatnimi detalami wartymi odnotowania są 17-calowe aluminiowe felgi oraz tylne światło przeciwmgielne zamontowanie na środku dyfuzora, które wyglądem przypomina te z Formuły 1.

Wnętrze

Niestety, środek nie wygląda już tak dobrze jak karoseria zewnętrzna, jednak i tak nie jest najgorzej. Nieco nudne seryjne wnętrze Swifta ożywiono przeszyciami z czerwonej nici. Dodatkowo, wstawiono sportowe, kubełkowe fotele, z dumnie wyszytym napisem Sport na zagłówkach. Uwierzcie mi, trzymanie boczne tych foteli jest zaskakująco dobre. Poza tym, producent dorzucił jeszcze skórzaną kierownicę oraz aluminiowe nakładki na pedały. W zasadzie, gdyby fotele zastąpić seryjnymi, to nikt nie domyśliłby się, że mamy do czynienia z wersją Sport.


O ile z zewnątrz auto nie starzeje się praktycznie wcale, o tyle środek widać, że lata świetności ma już za sobą. I nie chodzi tutaj nawet o materiały, które fakt mogłyby być lepszej jakości, tylko o cały wygląd deski. Jestem pewien, że wyświetlacz radioodtwarzacza pamięta pierwsze odcinki „Mody na sukces”. Albo te przełączniki do świateł czy wycieraczek. Na plus na pewno ergonomia, tutaj nikt się nie zgubi i nie będzie miał wątpliwości gdzie co się włącza. No, chyba ze zapragniemy włączyć spryskiwacz przedniej szyby. W Swifcie nie robi się tego za pomocą „wajchy” od wycieraczek, tylko za pomocą oddzielnego przycisku.

Na szczęście, to jak wygląda wnętrze w tym aucie nie ma najmniejszego znaczenia. Tak samo jak i wyposażenie, które w tym wypadku i tak jest wystarczające. Swift Sport posiada między innymi tempomat, automatyczną klimatyzację, odtwarzacz CD/MP3 czy gniazdo USB. W zasadzie brakuje jedynie nawigacji i mielibyśmy wszystko, czego dusza zapragnie. Problemem może się za to okazać ilość miejsca, zwłaszcza w bagażniku. 213 litrów to zdecydowanie za mało. Ba, Skoda Citigo, czyli maluch o klasę niżej od Swifta posiada 250 litrów! Ponadto bagażnik w Japończyku nie posiada podnoszonej razem z klapą półki oraz ma wysoki próg załadunkowy. Na szczęście, pasażerowie nie mają co narzekać, bo do sardynek im daleko. Nawet na tylnej kanapie, miejsca dla osób o wzroście 180-185 cm powinno wystarczyć. Gorzej jest już z wsiadaniem, ale to bolączka każdego z trzydrzwiowych aut.


Silnik i właściwości jezdne

Pewnie zanim zaczęliście czytać test zerknęliście na dane techniczne i parsknęliście śmiechem: 136 KM i 8,7 S do 100. Przecież to parametry gorsze niż Golfa w Dieslu. Fakt, na papierze nie wygląda to obiecująco. Ale po przejechaniu pierwszych metrów z pedałem w podłodze nasze zdanie o tym aucie diametralnie się zmieni. Ja też początkowo nie byłem przekonany do osiągów Swifta Sport, twierdząc że są one za słabe. Teraz uważam, że są w sam raz.

Nie sztuką jest zrobić auto z małym silnikiem, doposażyć je w turbo albo kompresor i wychwalać wszem i wobec, że ma najwięcej koni. Sztuką jest zrobić wysokoobrotowy silnik wolnossący dający radość bez zbędnej turbodziury. Inżynierom Suzuki się to udało. Silnik ciągnie od samego dołu, choć oczywiście, najlepiej jest jak trzymamy go tak powyżej 3500-4000 obrotów. Wtedy auto to prawdziwa rakieta, reakcja na gaz jest natychmiastowa, a dźwięk z wydechu coraz głośniejszy. Naprawdę, autko wydaje się dużo szybsze niż jest na papierze. Zresztą kilka testów przeprowadzonych przez inne redakcje pokazują, że realne przyśpieszenie do 100 km/h jest o jakieś pół sekundy lepsze niż deklaruje producent.


Moc to nie wszystko. Liczy się też to jak autko się prowadzi, a w tym Suzuki Swift Sport jest świetne. Pokonywanie zakrętów tym małym szaleńcem z Japonii wręcz uzależnia, ciągle nam mało. Wszystko za sprawą świetnie zestrojonego zawieszenia i układu kierowniczego. Problem może się pojawić, gdy natrafimy na różnego rodzaju dziury zakrętów ubytki w jezdni. Wtedy komfort podróżowania niestety, jest taki sobie. Bardzo zaskoczyło mnie za to spalanie, które jest stosunkowo niskie jak na zabawkę dająca taką frajdę. W mieście spokojnie zmieścimy się w 8 litrach, a na trasie zejdziemy nawet i do 6. I to przy naprawdę ostrej jeździe. Kolejną zaletą jest praca 6-stopniowej manualnej skrzyni biegów. Przekładnia jest precyzyjna, ma krótki skok, a każdy bieg wchodzi z wyczuwalnym oporem.

Mały promień skrętu i bardzo mocny hamulec ręczny pozwalają z wielką łatwością manewrować tym „Łobuzem”. Dla tych, co nie „czują” auta, producent proponuje seryjne czujniki parkowania. O nasze bezpieczeństwo, poza mocnymi hamulcami, dbają takie systemy jak ABS, EBD czy wspomaganie hamowania awaryjnego BAS. Oczywiście, auto posiada pełen komplet poduszek powietrznych dla kierowcy i pasażera wraz z bocznymi oraz kurtyny dla osób przebywających na tylnej kanapie. Dużym plusem są też seryjne ksenonowe reflektory, które dają bardzo dobre światło nocą.


Podsumowanie

Suzuki Swift Sport to świetne auto o prawdziwych sportowych aspiracjach będący idealnym wstępem do sportowego świata. Genialnie się prowadzi, bardzo dobrze wygląda i posiada kapitalny silnik. Ogromną zaletą jednostki będzie też jej tańsze utrzymanie oraz dużo wyższa żywotność niż u uturbionej konkurencji. Za kupnem Swifta przemawia też cena: 68 900 zł sprawia, że Suzuki jest najtańszym hothatchem na rynku. Co prawda dużo szybsza i nowsza konstrukcyjnie Fiesta ST kosztuje niecałe 5 tys złotych mniej, jednak posiada gorsze wyposażenie podstawowe. Tak samo skonfigurowany Ford to wydatek 78 000 zł, czyli prawie 10 000 zł więcej. Swift Sport może i nie jest najmocniejszy, jednak daje taką samą frajdę z jazdy jak konkurencja, a przecież o to w tych autach chodzi!

DANE TECHNICZNE Suzuki Swift Sport
Silnik / Pojemność benzyna / 1568 cm3
Układ / Liczba zaworów R4 / 16
Moc maksymalna 100 kW (136 KM) / 6900 obr/min
Moment obrotowy 160 Nm / 4400 obr/min
Zawieszenie przód kolumny MacPhersona
Zawieszenie tył belka skrętna
Napęd przedni
Skrzynia biegów manual, 6 biegów
Prędkość maksymalna 195 km/h
Przyspieszenie 0-100 km/h 8,7 s
Zużycie paliwa (miasto/trasa/mieszany) 8,0 / 6,0 / 7,0
Długość / Szerokość / Wysokość 3890 / 1695 / 1510 mm
Rozstaw osi 2430 mm
Masa własna / Dopuszczalna 1045 / 1480 kg
Bagażnik w standardzie 211 l
Bagażnik po złożeniu siedzeń 892 l
Pojemność zbiornika paliwa 42 l
EKSPLOATACJA I CENA
Gwarancja mechaniczna 3 lata lub 100 tys. km
Przeglądy co 15 tys. km
Cena wersji podstawowej 43,900 zł (1,2 Club, 3-drzwiowy)
68,900 zł (podstawowa wersja 1,6 Sport)
Cena wersji testowanej 70,600 zł (podstawa + lakier metaliczny)

Wszelkie prawa do publikacji bez zgody redakcji zastrzeżone!

Leave A Comment