Yamaha XJ6 Diversion F – MOTO TEST

Yamaha XJ6 Diversion F

Yamaha XJ 600 Diversion na trwałe zapisała się w naszej świadomości jako jeden z najlepszych kandydatów na pierwszy „normalny” motocykl. Czy debiutująca niemal dwadzieścia lat później Diversion F będzie równie często co jej sławna poprzedniczka gościła w swoim siodle początkujących jeźdźców?

Pierwsze wrażenie

Patrzę na moknący w deszczu czarny jak noc motocykl i nie mogę się oprzeć wrażeniu, że już go gdzieś widziałem. Wcale nie chodzi o to, że aktualne modele serii XJ6 są dostępne od jakichś trzech lat. To w głowach japońskich stylistów jest coś, co każe im robić pojazdy maksymalnie zbliżone wyglądem do funkcjonującego od lat wizerunku standardowego japońskiego motocykla. Niemniej jednak, trzeba przyznać, że sprzęt wygląda bardzo proporcjonalnie i trudno przyczepić się do czegoś w jego wyglądzie. Pojedynczy reflektor wygląda bojowo, pełna owiewka jest całkiem zgrabna, a umieszczony pod podwoziem wydech nie zakłóca linii. Przeprowadzona przeze mnie sonda uliczna przyniosła jednoznacznie pozytywne opinie. Dzięki wspomnianej owiewce, Diversion nie wyda się ani niepoważnie mały, kiedy siądzie na nim zdrowy na ciele europejczyk, ani przesadnie duży, kiedy dosiądzie go zgrabna amazonka.


Piecyk

Konstruktorzy Yamahy poszli ścieżką przetartą wcześniej m.in. w FZ6 i postawili na czterocylindrową sześćsetkę, daleko spokrewnioną z silnikiem z R6. W tym wcieleniu pozostała mu do dyspozycji moc 77,5 KM oraz 60 Nm momentu obrotowego dostępnego przy 8500 obr/min. Oczywiście, konstruktorzy kastrując katarynę z przecinaka wygładzili przebieg momentu obrotowego czyniąc napęd bardziej przyjemnym w codziennej eksploatacji (czytaj: nudnym). Za napęd tylnego koła odpowiada łańcuch – to taka sama niespodzianka, jak święta w grudniu. Nie wiem, czy doczekamy się kiedyś innych rozwiązań w japońskich motocyklach tej klasy. Na szczęście w wyposażeniu standardowym znajdziemy centralną podstawkę, więc przy smarowaniu napędu nie trzeba przepychać motocykla.

Jazda

Dotknięcie startera budzi odkurzacz, to znaczy motocykl, do życia. Silnik pracuje tak równo, że można by go wykorzystać do napędu depilatora. Ruszam delikatnie, wyjeżdżam z parkingu… zatrzymuję się, wyciągam dowód rejestracyjny – to na pewno pomyłka. To musi być jakaś 250-tka. Jednak nie – nie ma mowy o pomyłce, po prostu nowy Diversion prowadzi się łatwo jak motorower. Nisko położony, między innymi za sprawą fikuśnego wydechu, środek ciężkości, doskonałe wyważenie, gładka niczym jedwab charakterystyka silnika, lekko pracujące sprzęgło – to wszystko sprawia, że jego prowadzenie jest banalnie proste.

Przyspieszenie raczej nie strąca pasażera z siodła, ale absolutnie nie można powiedzieć, że XJ6 jest mułowaty. Powyżej 8500 obr./min silnik nabiera wigoru, a dźwięk z wydechu staje się bardziej wyrazisty. Podobnie jak większość czterocylindrówek, silnik Diversiona w dolnych zakresach obrotów nie jest władcą momentu obrotowego, niemniej jednak, jeżeli specjalnie nigdzie nam się nie śpieszy, możemy śmiało wrzucić nieco szybciej ‘szóstkę’, bez obaw że zaowocuje to wprawieniem piecyka w przedśmiertne konwulsje. Kolejnym plusem Yamahy okazuje się być rozsądne spalanie, które w trakcie mojej, raczej dynamicznej jazdy po mieście, wyniosło „pi razy oko” 6,5l/100km.


Podwozie

Zwykły widelec bez regulacji z przodu oraz podwójny wahacz z centralnym elementem resorującym z regulacją napięcia wstępnego z tyłu nie wróżą rewelacji, ale absolutnie skutecznie spełniają swoje zadanie. Jak na motocykl uniwersalny zawias zestrojono raczej sztywno, ale nierówności są tłumione skutecznie i nawet w trakcie jazdy po mieście nie odczuwa się dyskomfortu. Prowadzenie należy uznać za bardzo dobre. Motocykl ochoczo kładzie się w zakręty, a reakcje na zmianę obciążenia są znikome. Ogólnie „latanie po winklach” na tym sprzęcie może naprawdę dać sporo frajdy.

Na pochwałę z całą pewnością zasługują hamulce. Dwie tarcze średnicy 298mm zatrzymują motocykl w miejscu, a dozowalność siły hamowania jest bardzo dobra. To wszystko udało się osiągnąć bez przewodów w stalowym oplocie i napisu Brembo na zacisku. System ABS oferowany w tej wersji w standardzie także działa znakomicie. Nie jest on nadpobudliwy i hamowanie na naszych równych jak twarz nastolatka ulicach nie przyprawi nas o zawał serca.

Ergonomia

Tu dochodzimy to kwestii zasadniczej w motocyklu uniwersalnym. W Diversionie wszystko zdaje się być na swoim miejscu, kierownica idealnie leży w dłoniach, nogi pozostają ugięte pod wygodnym kątem, a czułki spełniające rolę lusterek zapewniają naprawdę dobry ogląd na „katamaraniarzy”, których właśnie wyprzedziliśmy. Nawet gabaryt motocykla wydaje się być idealny – roślejszy jeździec na pewno nie będzie czuł się jakby właśnie dosiadał psa, a ten, którego natura nie obdarzyła wzrostem, bezpiecznie dostanie do ziemi. Siodło nie imponuje szerokością, ale podczas krótkich wycieczek odbytych w trakcie testu, nie dało się moim czterem literom we znaki. Zydelek pasażera również nie wygląda okazale, ale okazuje się w miarę wygodny. Osobną kwestią pozostaje uchwyt dla pasażera. Zaprojektowano go w ten sposób, że nie da się go objąć dłonią, a jedynie złapać za wyprofilowaną krawędź. Nie wydało mi się to szczególnie wygodnym rozwiązaniem, ale zdecydowanie wolę, kiedy siedząca z tyłu pasażerka przytula się do mnie niż do motocykla, więc nie będę poczytywał tego za poważną wadę. Owiewka zapewnia przyzwoitą ochronę przed wiatrem nawet powyżej 130 km/h, a poniżej niewielkiej zwieńczającej ją szybki umieszczono analogowo-cyfrowe zegary.

O ile czytelności obrotomierza i prędkościomierza niewiele można zarzucić, o tyle wskaźnik poziomu paliwa daje jedynie ogólne pojęcie o tym, ile wachy pozostało w zbiorniku. Ponadto, rezerwa zapala się w momencie, gdy w baku pozostało całkiem sporo paliwa. Uwzględniając przeznaczenie motocykla dla świeżo upieczonych motocyklistów, brakuje wskaźnika biegu. Uważam, że przy zastosowaniu wielofunkcyjnego wyświetlacza dodanie prostego układu obliczającego zapięty bieg z obrotów i prędkości nie powinno stanowić wyzwania dla japońskich konstruktorów. Znalazło się za to miejsce na wyświetlenie temperatury silnika podawanej w stopniach Celsjusza.


Podsumowanie

Na koniec zawsze pojawia się pytanie czy warto. Po kilku dniach spędzonych w siodle Yamachy Diversion F muszę przyznać, że bardzo polubiłem ten motocykl. Owszem, cierpi on na bardzo poważny niedobór charakteru, ale nie sposób odmówić mu łatwości prowadzenia i wygody w codziennej eksploatacji.

Zawsze uważałem, że dla młodego motocyklisty, który dopiero odebrał kwit z wydziału komunikacji, najodpowiedniejsza będzie jakaś 250-tka lub coś w tym stylu. Nowy Diversion zmusił mnie do zmiany tego poglądu. Pod tym względem wypada on jeszcze lepiej niż jego sławny poprzednik. Stary XJ600 Diversion nie prowadził się, nie przyspieszał, a już na pewno nie hamował tak dobrze jak jego obecne wcielenie.

Niestety pozostaje jeszcze kwestia tego, o czym gentelmani podobno nie rozmawiają. Na prezentowaną wersję trzeba wysupłać z kieszeni 35 900 złotych. Za konkurencyjną Hondę CBF600S trzeba wyłożyć aktualnie 27 900 złotych. Nawet uwzględniając fakt, że Honda ma jedynie owiewkę typu ‘bikini’, różnica w cenie wydaje się być znaczna. Oczywiście, zawsze namawiam, aby cena nie była ostatecznym argumentem przy wyborze motocykla, jednak należy zdawać sobie sprawę, że budżet młodych amatorów jazdy na dwóch kołach nie jest z gumy. Zwłaszcza uwzględniając fakt, iż świeżo upieczony motocyklista powinien oprócz motocykla nabyć jeszcze porządny strój i kask.

Podsumowując jednym zdaniem: do jazdy świetny, do szpanu kiepski, doskonały na pierwszy ‘dorosły’ motocykl.

Leave A Comment