Subaru XV 2.0D Comfort – AUTO TEST

„XV” cech

tekst i zdjęcia: Patryk Rudnicki

Moment przełomowy – niektórzy czekają na daną chwilę latami, inni zaś próżno spoglądają w karty okraszonego śliskim papierem kalendarza niecierpliwie wyczekując zmiany, a ta nie przychodzi. Jednostkowe szczęście, zasłużony dar czy może wypracowana „należność”? Mało istotna jest to kwestia biorąc pod uwagę faktyczny efekt danej operacji, a ten, jak świetnie wiecie, może być naprawdę różny. Czy moment przełomowy jakiego doświadczyła ostatnio azjatycka firma Subaru jest godny bliższego rozpatrzenia? Odpowiedź na dane pytanie wydawała się i rzeczywiście była od samego początku trudna, dlatego postanowiłem zweryfikować ile faktycznie jest warta modyfikacja w szeregach koncernu z legendarnymi już gwiazdkami. Oto piętnaście najbardziej charakterystycznych cech świeżego Subaru XV, oczywiście z delikatną „wkładką” …

Subaru XV

Subaru XV

Subaru XV

Subaru XV

Nowy pomysł

Ciężko jest zastąpić niezbyt udany model czymś zupełnie innym, okraszonym nową paczką designerskich linii, a także zastępem nieskażonych globalnym myśleniem pomysłów idealnie wpisujących się w gusta szerokiej klienteli. Dobitnym przykładem takowego zjawiska była Impreza XV, która cieszyła się marnym popytem i opinią nieudanej wariacji kultowego sportowca, ale zmiana warty stała się faktem. Diametralna roszada, kompletna modyfikacja image’u i oto jest – kompaktowy crossover z połowicznie uciętą nazwą. Tytułowy bohater wbrew oczywistej służbie niewielkim rodzinom cieszy oko zgrabnymi kształtami. Już nie mówię, że to absolutne odwołanie do emocji jakie stworzyły historię japońskiego producenta, ale nutka sportu jest tutaj bezapelacyjnie widoczna. Gwałtowne załamania, liczne kanty oraz aparycja łącząca eleganckie pociągnięcia inżynierskiej kredki z dynamiką frontu i tyłu skutecznie budują całkowity obraz modelu XV. Rzućcie okiem na dwukolorowe, 17-calowe felgi, mocno prowizoryczny dyfuzor z wkomponowanym światłem przeciwmgielnym czy stosunkowo wąską, acz dumnie prężącą „gwieździste” logo atrapę – agresywnych elementów jest tutaj całkiem sporo i dobrze, bowiem wymagająca klientela raczej rzadko się przyznaje i odsłania tajniki skomplikowanego gustu, mimo że wspomniane fragmenty należą do grona rzeczy pożądanych. Werdykt finalny?

Subaru XV

Subaru XV

Subaru XV

Subaru XV

Subaru XV z delikatną szczyptą terenowego charakteru (o ile tak można nazwać podniesione zawieszenie ułatwiające jazdę w dużej aglomeracji) i sowitym zastrzykiem designerskich emocji może się podobać, a widok zewnętrzny obiecuje, że to nie będzie kolejne, zwykłe i szalenie nudne auto drogowego życia Polski. Efektywności danego hasła rozpoczynamy zatem szukać w typowo japońskim wnętrzu, choć słowo „typowy” nabiera tutaj odrobinę świeżego znaczenia …

Zmiana na lepsze

Uchylając srebrne, pokryte metalicznym lakierem drzwi naszym oczom jawi się bogato wyglądający środek i szczerze mówiąc pierwsze domysły tylko odrobinę mijają się z prawdą. Dwukolorowa, skórzana tapicerka wyścielająca całkiem komfortowe fotele (wyszyte emblematy „XV” absolutnie nie są zabawkowym „badziewiem”), dobrej jakości materiały wykończeniowe co jest pewnego rodzaju nowością w azjatyckim koncernie (do tej pory liczyło się jedynie spasowanie) oraz ciekawe, aluminiowe wstawki – każdy z tych elementów udowadnia, że pracownicy Subaru mocno wzięli sobie do serca trudne zadania jakie wydała bezkompromisowa „góra”. Naprawienie mocno zszarganej opinii kosztowało japońskich włodarzy sporo sił („lustrując” gotowy do trasy projekt), choć przebywając trochę czasu na ograniczonej szybami oraz plastikami „arenie” XV (swoją drogą całkiem przestronnej tak z przodu jak i z tyłu) wyraźnie poczujemy klimat samochodów tytułowej marki okraszony dodatkowo mniejszą niż zwykle ilością surowych cech. Poprawiającym humor fragmentem jest tutaj również multifunkcyjna i naprawdę poręczna kierownica ciesząca zmysły styranego człowieka nie tylko szybką obsługą radia czy tempomatu, ale i samą radością płynącą z jej użytkowania (tak, wyszedłem na szaleńca, ale obita skórą i ciekawie wystylizowana może dać sporo przyjemności, a o to „za kółkiem” najzwyczajniej chodzi). Fakt faktem w pochmurny dzień dominuje tutaj odrobina smutku, bowiem inżynierowie poskąpili materiałów ożywiających w jakiś sposób kabinę XV, ale nie ma co narzekać – wszystko jest intuicyjnie rozmieszczone, uporządkowane i sprawiające pozytywne wrażenie. Trochę jak u Volkswagena, a jednocześnie zupełnie inaczej (wiem, brzmi to dziwnie, ale poniekąd oddaje uczucia jakie towarzyszą człowiekowi zatopionemu w tym japońskim „klimacie”).

Subaru XV

Subaru XV

Subaru XV

Subaru XV

Rodzina czy sport?

Po obejrzeniu częściowo „zmodyfikowanego” wnętrza doszliśmy do najbardziej kontrowersyjnego punktu tytułowego samochodu. Wypadałoby zadać teraz odrobinę nieśmiałe pytanie: „Czy XV jest bardziej autem rodzinnym czy sportowo nacechowanym crossoverem dla „ustawionego” pod kątem finansowym młodzieńca?” Generujący charakterystyczny dla konstrukcji przeciwsobnych dźwięk bokser dawał wyraźnie do zrozumienia, że raczej to pierwsze (był napędzany szalenie drogą ropą oraz, co interesujące, trząsł nadwoziem przy każdorazowym odpalaniu lub gaszeniu auta), natomiast całkiem precyzyjna, choć okraszona nieco zbyt długimi skokami lewarka, 6-biegowa skrzynia przechylała szalę argumentów na stronę domniemanych emocji. Każdy pokonany metr naszych cudownych (lub trochę mniej) asfaltów udowadniał, że ostateczny werdykt i rozszyfrowanie zamiarów japońskiego producenta stawały się naprawdę trudne. Precyzyjny układ kierowniczy był zdecydowanie elementem godnym słów uznania, jego połączenie z niewielką kierownicą również (choć wolant mógłby być nieco grubszy), ale przeczące sportowym aspiracjom boczne trzymanie foteli (a raczej jego brak) oraz znaczne przechyły karoserii na „winklach” mogły być już odebrane zupełnie inaczej. Wiem, dany artykuł jasno mówi o niewielkim crossoverze, którego docelowy rewir powinno stanowić zatłoczone miasto i winniśmy rozpatrywać jego rzeczywistą przydatność „hipermarketową” (choć z objętością kufra równą 380 litrom szału raczej nie zrobi), ale dodanie kilku, bądź kilkunastu elementów bliższych hardcorowemu światowi motorsportu wzbudza pewne kontrowersje. Niepodlegającym zaś absolutnie żadnym konwenansom są tutaj wyjątkowy i symetryczny napęd 4×4, 147-konny motor urzekający świetną dynamiką od samego początku skali obrotomierza (wyłączając mało kulturalną pracę i nadmierne wibracje), a także średnie zużycie paliwa klarujące się na poziomie 6,9 l (najniższe jakie udało mi się zarejestrować to 6,2 l).

Subaru XV

Subaru XV

Subaru XV

Subaru XV

Drogie połączenie

Oddawanie się pracochłonnym konwenansom i dyskusjom na temat liczb jest zawsze męczącym oraz niekoniecznie ciekawym zajęciem, ale żeby pojąć ideę świeżego Subaru XV musimy to uczynić. Nasz redakcyjny egzemplarz okraszony „szczeblem” wyposażenia Comfort dysponował m.in. ksenonowymi, automatycznymi reflektorami, czujnikiem deszczu, kamerą cofania, skórzaną tapicerką wyścielającą nawet częściowo boczki drzwi, rozbudowanym komputerem pokładowym dającym możliwość zmonitorowania np. pracy zawieszenia czy historii naszej „eko-jazdy” oraz podgrzewanymi fotelami, więc kierowca absolutnie nie miał prawa się nudzić, jednak cena za te wszystkie „ekstrasy” nadal potrafi skutecznie odstraszyć potencjalnego klienta. Około 134 726 zł – tyle „cenił się” srebrny egzemplarz, który zawitał do naszego redakcyjnego biura. Pewnie marszczycie teraz czoło i uderzając się w głowę próbujecie zrozumieć niby tak banalną kwestię owianą pytaniem: „Dlaczego?” No cóż, pod kątem „wydartych” szefowi środków płatniczych niewiele uległo zmianie – japońska firma w dalszym ciągu przelicza konkretne sumy z euro co jest poniekąd tzw. strzałem we własne kolano. Dla bogatych i zadomowionych już w Polsce rywali XV jest ciekawym tłem, bowiem hit danego segmentu – Nissana Qashqai w odmianie Acenta (tylko pozbawionego skórzanej tapicerki) nabędziemy za „skromne” 98 231 zł, czeską Skodę Yeti w odmianie Ambition dysponującą podobnym wyposażeniem kupimy zostawiając u dealera około 110 450 zł, azjatyckie Mitsubishi ASX okraszone wersją Intense to wydatek mniej więcej 124 077 zł, zaś Volkswagen Tiguan w mocno reklamowanej ostatnio „linii” City Style wyniesie nas około 132 020 zł. Różowo zatem nie jest – humor poprawia tylko bestseller danego segmentu czyli Toyota RAV4, która na podobnym „wypasie” ze środkową metką Luna będzie żądać około 144 812 zł, ale to raczej marne pocieszenie dla ludzi faktycznie zainteresowanych autem Subaru.

Subaru XV

Subaru XV

Subaru XV

Subaru XV

Finalne rozdanie

I jak, naliczyliście dokładnie piętnaście cech wyróżniających nowe Subaru XV? To nie jest wyjątkowy sekret zwieńczony mocnym finałem ani gra bogata w przeróżne zagadki – japoński crossover stanowiący diametralne odcięcie i zerwanie z historią nieudanej, „podniesionej” Imprezy jest absolutnie zwykłym samochodem pozbawionym jakichkolwiek fajerwerk. Dysponuje bezpośrednim układem kierowniczym, ciekawą stylistyką (choć to pojęcie względne), dobrej jakości materiałami wykończeniowymi, intuicyjną obsługą urządzeń pokładowych oraz całkiem precyzyjną skrzynią biegów gwarantującą również niezłą dynamikę i przyzwoite spalanie, zaś kierowca otulony wygodnymi fotelami może się cieszyć przestronnym wnętrzem i niezłym (choć standardowym) systemem audio. Brzmi to rzeczywiście znakomicie, ale należałoby również pamiętać o denerwujących wibracjach i ogólnej kulturze pracy silnika, średnim tłumieniu nierówności (poniekąd zrzucam dane brzemię na spore obręcze), cenach nadal podawanych w euro i drobnych brakach w wyposażeniu, których płacąc więcej niż 130 tysięcy złotych śmiało moglibyśmy oczekiwać (wentylacja skórzanych foteli, lampki przy lusterkach wewnętrznych, automatycznie składane po zamknięciu auta „zwierciadła” zewnętrzne czy nawet teleskopy podtrzymujące ciężką maskę zamiast leciwego już „patyka”). To oczywiście poniekąd subiektywne zdanie, które możecie uznać za wierutną bzdurę, jednak okraszone tłustym drukiem elementy dobitnie pokazują, że XV nie do końca ma określony charakter. Patrząc z boku na dany tekst łatwo można odnieść wrażenie, że tytułowe Subaru jest inne, wyróżnia się odrobinę na tle pospolitych Tiguanów czy ASX-ów (choć nierzadko jest od nich również droższe) i to absolutna prawda, jednak obcując z nim każdego dnia przychodzi moment, w którym zaczynasz szukać cienkiej granicy między rodzinnym charakterem crossovera do codziennego użytku, a zastosowanymi tutaj sportowymi naleciałościami. Nic w tym oczywiście złego nie ma, ale ja daną granicę znalazłem i szczerze Wam powiem, że tego nie chciałem. Subaru XV jest udanym projektem, ale myślę, że jeszcze trochę „wiślanej” wody upłynie zanim każdy jego element będzie ze sobą udanie kontemplował, bo póki co zobaczyłem, doświadczyłem i poznałem interesującego „Japończyka” z wachlarzem zalet, który nie do końca wie jakiego klienta finalnie ma szukać …

DANE TECHNICZNE SUBARU XV 2.0D

silnik / pojemność

turbodiesel / 1998 cm3

układ / liczba zaworów

B4 / 16

moc maksymalna

108 kW (147 KM) / 3600 obr/min

moment obrotowy

350 Nm / 1600-2400 obr/min

zawieszenie przód

kolumny MacPhersona

zawieszenie tył

podwójne wahacze poprzeczne

napęd

stały 4×4

skrzynia biegów

manual, 6 biegów

prędkość maksymalna

198 km/h

przyspieszenie 0-100 km/h

9,3 s

zużycie paliwa*

wg. producenta: 6,8 / 5,0 / 5,8

nasz test: 7,4 / 6,4 / 6,9

dług. / szer. / wys.

4450 / 1780 / 1570 mm

rozstaw osi

2635 mm

masa własna / dopuszczalna

1415-1485 / 1960 kg

bagażnik w standardzie

380 l

bagażnik po złożeniu siedzeń

1270 l

pojemność zbiornika paliwa

60 l

EKSPLOATACJA I CENA
gwarancja mechaniczna

3 lata lub 100 tys. km

przeglądy

co 15 tys. km lub co rok

cena wersji podstawowej

21,600 EUR (~88,500 zł – 1.6i Active)

cena wersji testowanej

32,860 EUR (~134,700 zł – wersja Comfort +

dodatki)

*miasto/trasa/cykl mieszany (l/100 km)

Wszelkie prawa do publikacji bez zgody redakcji zabronione!

Leave A Comment