SsangYong Korando 2.0 e-xDi200 AT 4WD Sapphire – AUTO TEST

Powrót koreańskiego syna

tekst i zdjęcia:

Patryk Rudnicki

Pamiętacie ze szkolnych lat uporczywie wałkowaną na lekcjach religii przypowieść o synu marnotrawnym? Tym, którzy już zdążyli o niej zapomnieć w skrócie odświeżę pamięć: ojciec miał dwóch pierworodnych. Jednego wysłał w świat z pewną częścią swojego majątku, drugi zaś pozostał, by pracować i dbać o gospodarstwo. Mijały tygodnie, miesiące i lata, aż w końcu samodzielny syn powrócił z dalekich wojaży bez żadnych pieniędzy przy duszy. Mimo roztrwonionego majątku ojciec kazał wyprawić ucztę na jego cześć oraz nazwał go marnotrawnym tłumacząc swojemu zawsze oddanemu, ciężko pracującemu dziecku, że należy się radować z powrotu jego brata. Pewnie się zastanawiacie po co ja Wam właściwie to wszystko mówię. Otóż nie będziemy tutaj tworzyć kółka różańcowego ani oddawać pokłonów rozgłośni radiowej ze słowem „Maryja” w nazwie, a skupimy się na pewnym, trochę zapomnianym w naszym kraju koncernie pochodzącym z Korei. SsangYong, bo o nim mowa, wypuścił nie tak dawno swój nowy model Korando. Postanowiliśmy sprawdzić czy najbogatsza wersja Sapphire z dieslem pod maską jest warta swojej ceny, a wspomniana marka to przytoczony syn marnotrawny. A zatem niech się stanie światłość!

SsangYong Korando 2.0 e-xDi200 AT 4WD Sapphire

SsangYong Korando 2.0 e-xDi200 AT 4WD Sapphire

SsangYong Korando 2.0 e-xDi200 AT 4WD Sapphire

SsangYong Korando 2.0 e-xDi200 AT 4WD Sapphire

Dobra robota Zbawiciela

Zaczynamy od designu, który zawsze był słabą stroną koreańskiej firmy. O takich modelach jak Actyon, Kyron czy nawet kontrowersyjny Rodius powinniśmy już dawno zapomnieć, gdyż najnowsze dziecko na „K” o dziwo może się podobać. Czy wydanie sporych pieniędzy i zatrudnienie zbawiciela w postaci Giugiaro opłaciło się? Moim zdaniem tak.

Prezentowany SUV kusi swoich klientów zwartą sylwetką ze sporą ilością załamań oraz kantów. Front pojazdu zdobią ciekawie zaprojektowane reflektory, duży grill, a także dynamiczne światła przeciwmgłowe przypominające trochę matematyczne romby. Dosyć spokojna linia boczna z kolei gładko przechodzi do tylnej części samochodu, w której widać nietypowe lampy oraz prężący się napis „Korando” tuż nad tablicą rejestracyjną. Pewnego rodzaju smaczkami wydają się tu być relingi dachowe, przyciemnione tylne szyby, 18-calowe felgi ze stopu metali lekkich oraz, tak jak w „naszym” egzemplarzu, ciekawy lakier Ice blue uważany przez niektórych za odrobinę dziewczęcy.

SsangYong Korando 2.0 e-xDi200 AT 4WD Sapphire

SsangYong Korando 2.0 e-xDi200 AT 4WD Sapphire

SsangYong Korando 2.0 e-xDi200 AT 4WD Sapphire

SsangYong Korando 2.0 e-xDi200 AT 4WD Sapphire

Powiem Wam szczerze, że podczas użytkowania opisywanego SsangYonga ani razu nie poczułem się jakbym miał niedaleko brody duże D, a moje usta były wysmarowane czerwoną wazeliną, więc uznaję tą teorię za nieco naciąganą. Ogólny efekt? Nie sądziłem, że kiedykolwiek to powiem, ale kontrowersyjny od lat koncern zrobił naprawdę ładne auto.

Dyskusyjny środek

Po naciśnięciu przycisku na pilocie oczom ukazuje się feria pomarańczowych świateł, a lusterka boczne z delikatnym „bzyczeniem” oraz podświetleniem rozkładają się. Oznacza to, że samochód jest już otwarty, a my śmiało możemy otworzyć spore drzwi i zajrzeć do środka. Pierwsze wrażenie po zajęciu miejsca na skórzanym, podgrzewanym fotelu jest całkiem pozytywne. Poszczególne instrumenty pokładowe rozlokowano dosyć intuicyjnie, więc nie ma potrzeby szukania np. obsługi radia między fotelami. Konsola centralna z pomarańczowym podświetleniem jest ergonomicznie rozplanowana, a kierowca może być dodatkowo zadowolony z niezłej widoczności w niemal każdą stronę.

SsangYong Korando 2.0 e-xDi200 AT 4WD Sapphire

SsangYong Korando 2.0 e-xDi200 AT 4WD Sapphire

SsangYong Korando 2.0 e-xDi200 AT 4WD Sapphire

SsangYong Korando 2.0 e-xDi200 AT 4WD Sapphire

Schody zaczynają się dopiero po dotknięciu plastików. Niestety jakość, zarówno górnej jak i dolnej części deski rozdzielczej, pozostawia sporo do życzenia. Nawet aluminiowe wstawki czy też fragment boczków drzwiowych pokrytych skórą nie są w stanie uratować ogólnego wrażenia, nie bójmy się użyć tego słowa, delikatnej tandety. Pozostając jeszcze w kabinie pasażerskiej warto zwrócić uwagę na zamki, które co prawda blokują się automatycznie powyżej 30 km/h, ale zatrzymując się trzeba je już odryglować ręcznie (tylko osoba „za kółkiem” jest zwolniona z tego obowiązku), dosyć wąskie fotele z przodu (osoba o słusznej posturze mogłaby mieć kłopoty ze zmieszczeniem się) oraz strasznie nachalny czujnik zapięcia pasów, który niezbyt przyjemnym dźwiękiem na okrągło informuje, żeby wpiąć wreszcie ten kawałek metalu, nawet na postoju przy zgaszonym silniku. Są to jednak detale, do których można się przyzwyczaić, a wspomniane drobne niedociągnięcia tuszują za to przyzwoite spasowanie, a także duża ilość miejsca na tylnej kanapie, dodajmy również podgrzewanej (!).

Na własną rękę

Ci, którzy choć trochę interesują się motoryzacją doskonale pamiętają, że do niedawna marka SsangYong znajdowała się w bliskim porozumieniu z Mercedesem, a pod maski jej wyrobów trafiały silniki właśnie z niemieckiej stajni. Czasy się jednak zmieniają i koncern po zerwaniu bratniego sojuszu postanowił skonstruować od początku do końca swoją paletę jednostek napędowych.

SsangYong Korando 2.0 e-xDi200 AT 4WD Sapphire

SsangYong Korando 2.0 e-xDi200 AT 4WD Sapphire

SsangYong Korando 2.0 e-xDi200 AT 4WD Sapphire

SsangYong Korando 2.0 e-xDi200 AT 4WD Sapphire

Testowany model otrzymał motor wysokoprężny o dosyć skomplikowanej nazwie e-XDi 200, który mówiąc łopatologicznie odznacza się pojemnością 2 litrów oraz słuszną mocą 175 KM (360 Nm maksymalnego momentu obrotowego). Zanim przejdę do jego zalet muszę niestety wspomnieć o dosyć rażącej w dzisiejszych czasach wadzie czyli kulturze pracy. Silnik wyraźnie daje nam do zrozumienia, że w zbiorniku paliwa powinna się znaleźć wciąż drożejąca ropa i nie ma w zasadzie znaczenia czy pracuje on tuż po rozruchu czy jest już rozgrzany. Szkoda tylko, że pobudzony do życia w zimny poranek potrafi nawet przenieść drobne drgania na koło kierownicy, co nie powinno mieć miejsca w prawdziwie cywilizowanym aucie.

Opisywanego diesla zestawiono z opcjonalnym napędem 4×4 posiadającym blokadę (dopłata aż 7000 zł), a także 6-stopniowym automatem (6000 zł). Trzeba przyznać, że do poruszania się w zatłoczonym mieście jest to świetna konfiguracja, a motor oddaje w nasze ręce naprawdę niezłą dynamikę. Przyspieszenia testowanego Korando nie pozostawiają tak naprawdę wiele do życzenia, z kolei kierowcy, którzy lubią czasem solidniej „depnąć” powinni być zadowoleni. A skrzynia? No właśnie, skrzynia … Moim zdaniem jest to największa bolączka układu napędowego opisywanego SsangYonga. Przekładnia działa z wyraźnym opóźnieniem i w efekcie podczas gwałtownego naciśnięcia na pedał przyspieszenia otrzymujemy nieprzyjemny strzał w plecy. Oprócz tego warto też wspomnieć o delikatnym szarpaniu podczas zmiany poszczególnych przełożeń, zwłaszcza podczas zrzucania biegu. Oczywiście jest możliwość ręcznej zmiany za pośrednictwem przycisków umieszczonych na kierownicy, ale powiedzmy sobie szczerze – kupując automat jak często będziemy z tego korzystać? Myślę, że niewiele. Moja rada jest więc taka – zaoszczędźcie te sześć patyków i kupcie manualną skrzynię z taką samą ilością przełożeń co opisywany automat. Nie powinniście mieć wówczas uczucia, że ulokowaliście kupę kasy w niefortunny sposób, a Wasz silnik nie daje z siebie przysłowiowych stu procent.

SsangYong Korando 2.0 e-xDi200 AT 4WD Sapphire

SsangYong Korando 2.0 e-xDi200 AT 4WD Sapphire

SsangYong Korando 2.0 e-xDi200 AT 4WD Sapphire

SsangYong Korando 2.0 e-xDi200 AT 4WD Sapphire

Sama jazda bohaterem dzisiejszego testu jest za to całkiem przyjemna. Siedzi się dosyć wysoko dzięki czemu mamy pełną kontrolę nad tym co się dzieje wokół nas. Niestety pokonywanie kolejnych kilometrów obnażyło następne, naprawdę niechciane przez nas minusy. Po pierwsze wieniec kierownicy oprócz tego, że skórzany, mógłby być nieco grubszy, a sam układ kierowniczy dawać lepsze wyczucie tego co się dzieje z samochodem. Po drugie fotele, mimo że również pokryte tym szlachetnym materiałem potrafiły nieco zmęczyć na dłuższym dystansie, a do tego ich regulacja odbywała się ręcznie (!).

Jak natomiast zachowywało się zawieszenie? Otóż filtrowanie poszczególnych nierówności „szło” młodemu „Koreańczykowi” całkiem sprawnie, choć czasem samochód potrafił solidnie dobić na jakiejś większej dziurze lub poprzecznej nierówności. Tym razem jednak zrzucam to brzemię na zamontowane, 18-calowe felgi, które według mnie mogłyby być o jeden rozmiar mniejsze. Po stronie plusów należy jeszcze zapisać średnie spalanie na poziomie 8,2 l/100 km.

Limitowane zalety

Jadąc 60 km/h i podgrzewając swoje szanowne cztery litery trudno nie docenić tego co oferuje na pokładzie opisywane Korando. Sprawdzana przez nas najbogatsza wersja Sapphire nie miała właściwie rażących braków w wyposażeniu. Warto wspomnieć m.in. o doświetlaniu zakrętów za pomocą świateł przeciwmgielnych, fotochromatycznym lusterku wewnętrznym, radiu CD/MP3 z wejściami USB, AUX oraz funkcją Bluetooth czy też podgrzewanej przedniej szybie. Co ciekawe w żadnej z odmian nie znajdziemy za to dwustrefowej automatycznej klimatyzacji (jest tylko zwykły automat) oraz ksenonowych reflektorów, których firma po prostu nie oferuje. Inna sprawa, że potencjalny klient wybierając jedną z trzech dostępnych wariantów

wyposażenia (Crystal, Quartz, Sapphire) dostaje określone gadżety i nie ma możliwości jakiejkolwiek konfiguracji swojego nowego pojazdu. Jedynymi elementami, które można dokupić ekstra są lakier metalizowany (2000 zł), elektryczny szyberdach (4000 zł) oraz wspomniane wcześniej automat i 4×4. Niektórzy pewnie uznają to za ogromną wadę, ale powiem wprost – przynajmniej wiemy co kupujemy.

Byłbym jednak wielkim ignorantem, gdybym nie wspomniał o nowym pakiecie akcesoriów jakie niedawno weszły do sprzedaży. Wśród nich można znaleźć np. nietypowo rozwiązane światła do jazdy dziennej. Wbrew powszechnej modzie nie są to jednak przez wielu uważane za badziewie LED-y, a zwykłe lampy. Po uruchomieniu samochodu włączają się automatycznie światła mijania, ale świecą one nieco słabiej dzięki czemu my, użytkownicy prezentowanego SUV-a, cieszymy się z drobnych oszczędności i dodatkowo jesteśmy modni na przepełnionej samochodami ulicy.

Powrót koreańskiego syna

Czas na krótkie podsumowanie nowego SsangYonga Korando. Powiem Wam szczerze, że podszedłem do tego auta bez taryfy ulgowej i nie bacząc na jego rodowód postanowiłem ocenić jak każdy, europejski wóz.

Opisywanego miejskiego SUV-a z dieslem pod maską możemy mieć już od 83 000 złotych, z tym że jest to obecnie cena promocyjna. Testowany przez nas egzemplarz kosztował bez żadnych upustów 116 900 zł, ale myślę, że oprócz obniżki w wysokości 6 200 złotych można by jeszcze coś ugrać w rozmowie z dealerem. Jak wypada „Koreańczyk” na tle popularnej konkurencji? Podobnie wyposażony Nissan Qashqai w najniższej wersji Acenta to wydatek już 116 300 zł, natomiast Volkswagen Tiguan będzie nam kazał sięgnąć do kieszeni po prawie 121 tysięcy złotych. Zwracam uwagę na fakt, że nie są to najdroższe odmiany wymienionych samochodów, więc śmiało można powiedzieć, że Korando wypada wśród nich bardzo pozytywnie. Oczywiście bohater niniejszego testu będzie odstawał pod względem jakości wykonania, ale ogólnie rzecz biorąc za stosunkowo niewielkie pieniądze możecie stać się posiadaczem nietuzinkowego i naprawdę przyzwoicie skonfigurowanego pojazdu.

Nawiązując zatem do początkowych zagadnień – czy SsangYong dzięki swojemu najnowszemu dziecku powrócił niczym biblijny syn marnotrawny? Możecie mnie skazać na chłostę lub wsadzić na głowę koronę cierniową, ale z pełną świadomością odpowiem, że tak. Przeprowadzony przeze mnie test na atrakcyjność nadwozia dał mi już sporo do myślenia oraz pierwsze, niezwykle pozytywne wnioski, gdyż na 20 przypadkowo zapytanych osób aż 18 stwierdziło, że to ładny samochód.

Oczywiście jak każdy inny wóz Korando ma kilka uderzających wad, które jak najszybciej koncern powinien usunąć, ale kilkudniowe obcowanie z tym przyciągającym na drodze wzrok zjawiskiem pozwoliło mi się przekonać, że marka odrobiła zaległe lekcje. Kończąc mój wywód pragnę zaapelować do wszystkich szukających obecnie niewielkiego SUV-a do miasta – zanim złożycie zamówienie na stosunkowo drogiego Tiguana, pójdźcie bez obaw do salonu SsangYonga i umówcie się na jazdę testową. Może nie poczujecie luksusu ani magii znaczka, ale za to doświadczycie uczucia wyjątkowości, dobrego humoru z powodu zaoszczędzonych pieniędzy oraz będziecie mogli zorganizować suto zakrapianą ucztę na cześć powrotu zapomnianej od dawna marki.

DANE TECHNICZNE SSANGYONG KORANDO 2.0 E-XDI200 4WD AT
silnik / pojemność

turbodiesel / 1998 cm³

układ / liczba zaworów

R4 / 16

moc maksymalna

129 kW (175 KM) / 4000 obr/min

moment obrotowy

360 Nm / 2000-3000 obr/min

zawieszenie przód

kolumny MacPhersona

zawieszenie tył

wielowahaczowe

napęd

4×4

skrzynia biegów

automat, 6 biegów

prędkość maksymalna

186 km/h

przyspieszenie 0-100 km/h

10,8 s

zużycie paliwa*

9,5 / 6,9 / 8,2

dług. / szer. / wys.

4410 / 1830 / 1710 mm

rozstaw osi

2650 mm

masa własna / dopuszczalna

1692 / 2260 kg

bagażnik w standardzie

486 l

bagażnik po złożeniu siedzeń

1312 l

pojemność zbiornika paliwa

57 l

EKSPLOATACJA I CENA
gwarancja mechaniczna

5 lat lub 100 tys. km

przeglądy

co 15 tys. km lub co rok

cena wersji podstawowej

83,000 zł (Crystal – cena promocyjna)

cena wersji testowanej

116,900 zł (Sapphire + automat + 4WD)

*miasto/trasa/cykl mieszany (l/100 km)

Wszelkie prawa do publikacji bez zgody redakcji zabronione!

Leave A Comment